talk to me softly there's something in your eyes don't hang your head in sorrow and please don't cry

Powinno być to coś subtelnego, ale jednocześnie wyrazistego. Nie wulgarnego, czy narzucające swoje zdanie, jednak ukazanie świata z perspektywy bohatera tak, aby czytelnik mógł w pełni przyznać mu rację w postępowaniu, w myśleniu. Nie da się w pełni nie przekazać głównemu bohaterowi własnych cech, przynajmniej na początku pisarskiej drogi. Aczkolwiek będę starała się tego unikać, bynajmniej nie zamierzam przekazywać Wam moich myśli.

piątek, 18 kwietnia 2014

Sweet child in time, you'll see the line 2

  - Trzymasz się?
  Blaise ułożył zmęczone ciało na kurtce położonej uprzednio na ziemi i ciężko westchnął. Zacisnął na moment powieki. Jego twarz zmieniła się w grymas, jakby całe jego ciało pokryte było siniakami i każdy ruch sprawiał mu ból.
  - Przecież nic mi nie jest – odparł. Leżał wtedy zupełnie na wznak, jedynie splecione dłonie ułożone były na jego brzuchu.
  Oczy Daniela uważnie obserwowały przyjaciela. Twarz szatyna stawała się coraz spokojniejsza, zamknięte oczy i równomiernie poruszająca się klatka piersiowa mogły zmylić przypadkowego obserwatora. Blaise nie zasnął. Zdradzały go delikatnie uniesione kąciki ust.
  - Naprawdę chciałeś to kupić? – zapytał Daniel. Z biało-czerwonej paczki wyjął jednego papierosa, po czym rzucił ją w stronę chłopaka.
  Ogień strzelił kilkakrotnie.
  - Jesteś cieniasem, padłbyś po pierwszym razie – powiedział uszczypliwie blondyn, śmiejąc się do siebie.
  Jego myśli bardzo często krążyły wokół tematu Blaisa. Co robi, gdy nie ma go z nim? Czy całe noce pałęta się samotnie po mieście? Komu jeszcze zwierza się ze swoich bolesnych myśli? Jego niewyrzeźbione jeszcze kończyny, zbyt słabe, nie nadawały się na dalekie wędrówki. Daniel miał nieraz wrażenie, że chłopak z coraz większym trudem budzi się każdego kolejnego dnia. Nie był pewien, czy leki, które zażywał Blaise, ratowały go od nieprzerwanego spoczynku, czy może właśnie skracały do niego drogę.
  Daniel odchylił głowę w tył, a z jego ust wydobył się gęsty dym.
  - Moje mięśnie… płoną – uszu chłopaka dobiegł wyraźny głos szatyna.
  - Amigo, jeszcze nie teraz.
  - Jutro – Blaise oddychał już z większą lekkością – Co mam zrobić jutro?
  Blondyn na moment wstał, aby podejść bliżej i położyć się niecały metr od przyjaciela. W palcach nadal trzymał papierosa, którego można było już bardziej nazwać knotem.
  Co miał zrobić, co miał zrobić… On też miał jedną sprawę do załatwienia. Jednak zachowanie Blaisa miało formę, zapewne nieumyślnej, bo w stosunku do bliskich nie przejawiał on nieszczerych intencji, manipulacji. Więc, czy mógł w tamtej chwili zlekceważyć jego pytanie? Ah, bo gdyby to były słowa. Bo pytania często są bardzo błahe, całkowicie nie wyrażają tego, czego w danej chwili chcielibyśmy się dowiedzieć. Ale słowa. O, słowa! Tutaj już trzeba uważać. Siedzicie, rozmawiacie, a tu nagle pada niby zwyczajne zdanie, na pozór pozwalające na pozostawienie je bez odpowiedzi. Tak, tutaj trzeba być już bardzo ostrożnym. W takich właśnie na pozór nieszkodliwych zdaniach mieścić się może cała dusza. Człowiek w jednej chwili może wyrzucić z siebie coś, co ukrywał w sobie od dłuższego czasu i wcale nie będzie to oczywiste, bo powiedział to w sposób, jakby mówił o najbardziej marginalnej rzeczy pod słońcem. Należy być, zatem, nieustannie czujnym, tak łatwo można przecież nie dostrzec tych słów, nienarzucającej się próby bliskości myślenia, nastroju. Z pytaniami jest o wiele prostsza sprawa. Ludzie dają nam wtedy jasno do zrozumienia, że chcą zapoznać się z naszymi myślami. Tu jest inaczej, można bardziej kombinować.
  - A jutro – odrzekł Daniel i wyrzucił z ust dym – Jutro obudzisz mnie z rana.

  Szlag.
  Wypalił papierosa tak szybko, że nie zauważył, kiedy nic z niego nie zostało.
  Poparzył delikatnie palce.
  Bolało przez moment.
  Ułożył palce na chłodnym piachu.
  Tak lepiej, tak lepiej…
  Wydawało mu się, że nie da rady, za moment zapadnie w sen. Ale układ nerwowy dobrze funkcjonował. Mimo wszystko, coś nie dawało mu spokoju. Która godzina? Pierwsza? Druga? Trzecia? Czy jest już ranek, czy może to jeszcze noc? Kiedy kończy się ciemność, a zaczyna świtać? Była druga w nocy, czy druga nad ranem?
  Za dużo, za dużo…
  Ale mimo wszystko.
  Mimo wszystko, ten piasek był przyjemny.
  Przekręcił głowę w prawą stronę. Chłopak spał, ciemne kosmyki jego włosów opadały mu pojedynczo na twarz, delikatnie ją zasłaniając. Nie uśmiechał się przez sen. Nigdy. Twarz miał kamienną, jakby to, co robił, było najbardziej patetyczną rzeczą na ziemi. Mały dzieciak. A Daniel tak bardzo się o niego zamartwiał. Niemalże wszystko, w jego oczach, mogło zgnieść Blaisa. Był bardzo kruchy, bez odpowiedniego wsparcia nie mógł poradzić sobie z otaczającą go rzeczywistością. Niemalże mógł dotknąć chaosu, panującego w głowie chłopaka.
  Czy ty wiesz, jak chciałbyś żyć? Bo ja też chciałem tak przez cały czas, lecz…
  Ba-dum.
  Ba-dum.
  Ba-dum.
  Uszu Daniela dobiegło powolne kołatanie własnego serca. Dosadne i przerażająco wolne. Odbijało się w jego czaszce, skutecznie zagłuszyło wszystkie inne myśli. Inne dźwięki. Jakby znalazł się we własnym wnętrzu, odizolowując się od otaczającego go świata. Oblała go fala ciepła. Z jednej strony poczuł się śpiący, ledwo co jego oczy pozostawały otwarte, ale przecież to, co z nim się działo, nie należało do jego codzienności. Nic nie wirowało, świat pozostał niezmienny, patrzył ciągle na to samo nadwiślańskie niebo.
  Widział, co nadciąga. Pragnął zasłonić dłonią usta i cicho załkać. Patrzył intensywnie w górę, jakby wzrok mógł go zatrzymać w tym miejscu. Jakby był to wystarczający dowód na to, że to, co miało się zaraz zdarzyć, jest niemożliwe.
  Nie mógł. Co on sobie wyobrażał? Nagle traci wiarę? Uśmiechnął się do własnego ja sprzed paru minut. Nie, Daniel Denevue tak się nie zachowuje. Żył z przeświadczeniem, że nastąpić może to w każdej chwili od dłuższego czasu.  Był pogodzony z tym, co nadchodzi, jedynie czysto ludzki strach chwycił go za duszę. Teraz leżał już zupełnie spokojnie.
  Wydawało mu się, że dnieje, lecz nie był pewien, czy to już nie umysł płata mu figle. Coraz rzadziej słyszał też odgłos, dobiegający z klatki piersiowej. Ciepło doszło nawet jego uszu. Był już pogodny, żeby nie powiedzieć idylliczny.
  - Poradzisz sobie – szepnął.

  Zacisnął mocno powieki. Kiedy uznał, że nie przynosi to żadnych rezultatów, energicznie przewrócił się na brzuch, podpierając ciało rękoma. Dzień zapowiadał się niezwykle dobrze. Blaise nie czuł już bólu, a promienie słońca ogrzewały jego ciało.
  Ruszył niepewnym jeszcze krokiem w stronę wody. Upadł na twardą ziemię, przypominając człowieka, który ma wydać ostatnie tchnienie.
  Nie pozwolono mu na to.
  Zamoczył dłoń i nakierował ją na twarz. Przetarł oczy niczym małe dziecko. Spojrzał na zachodni brzeg rzeki. Trzeba wracać do domu.
  Wstał i ruszył z powrotem. Mogliby ruszyć choćby i teraz. Chłopak z chęcią przeszedłby pół miasta piechotą, rozpierała go energia, której ostatnio mu brakowało. Rosło w nim przekonanie, że wielki głaz oderwał się od jego stóp i on sam płynie teraz ku górze, coraz wyraźniej dostrzegając światło.
  Ale wpierw musiał uczynić jeden mały gest. Szybkim krokiem podszedł do przyjaciela i klepnął go w ramię.
  - Ruszaj się – zakrzyknął – Mam silne przeczucie, że Adrien tym razem nie będzie zrzędzić.
  I czy tylko jemu wydawało się, że od dłuższego czasu jest sam?
  - Hej, już czas – powiedział nieco ciszej, ponownie trącając chłopaka – Miałem cię obudzić.
  A niepokój krył się w ostatnich jego słowach. Stanął nieruchomy, a po chwili powoli klęknął. Ręce stały się nieposłuszne. Z jego ust wydobył się ni to jęk ni to chrząknięcie. Może chciał powiedzieć coś więcej, jednak w tym samym momencie straciło to jakikolwiek sens. Twarz miał jakoby niewzruszoną, oddech równomierny.
  Ale jego dłonie zadrżały po raz pierwszy.










Ten rozdział jest pewnego rodzaju prowokacją. Wybaczę, jeśli nie jest dla Ciebie zrozumiała. Ale fałszywa interpretacja jest karana chłostą. / Życie jest jednak inspiracją! Zaburzony rytm serca Daniela jest moim osobistym, kiedy to dziś(?) o czwartej w nocy (ha! nie nad ranem) mocno obiłam kolano, myśląc, że uda mi się przeskoczyć dwa schodki na raz. Wyszło na dobre, bo w końcu oddaję w wasze ręce nowy rozdział.