talk to me softly there's something in your eyes don't hang your head in sorrow and please don't cry

Powinno być to coś subtelnego, ale jednocześnie wyrazistego. Nie wulgarnego, czy narzucające swoje zdanie, jednak ukazanie świata z perspektywy bohatera tak, aby czytelnik mógł w pełni przyznać mu rację w postępowaniu, w myśleniu. Nie da się w pełni nie przekazać głównemu bohaterowi własnych cech, przynajmniej na początku pisarskiej drogi. Aczkolwiek będę starała się tego unikać, bynajmniej nie zamierzam przekazywać Wam moich myśli.

środa, 20 listopada 2013

If ever there was someone to keep me at home

  Korytarz wypełniał się ludźmi, a ja mogłam tylko patrzeć jak Blaise znika, wtapiając się w tłum.

  Bardzo się starał, aby wyjść z budynku jak najprędzej. Zanim zrozumiałaby, że odpowiedź nie jest kompletna, tak naprawdę jej nie satysfakcjonuje. Miał dla niej wiele współczucia, co jednocześnie wiązało się z pożałowaniem. ‘‘Głupiutka dziewczynka’’ myślał o niej czasem. Ale mimo tej całej naiwności, ujęła go swoją bezbronnością, niewinnością dziecka, zagubieniem, widocznym tylko z bliska.
  On też potrzebował czasu.
  Wypuścił nieczyste powietrze z ust. Dym był gęsty i ciemny. Musiał powtórzyć czynność kilkakrotnie, dopiero potem poczuł, że spięcie zniknęło. Miał swój nałóg. Ale nie w jego zamiarach było wciąganie w niego innych. Z czasem stało się to jedynie namiastką tamtego świata, te kilka minut zawsze były chwilami samotności. Któżby śmiał przerwać mu jego nostalgię.

  Zagryzłam dolną wargę, do momentu, w którym poczułam smak krwi. Z rezygnacją odrzuciłam zeszyt od fizyki na bok. Grudzień nie zachęcał do nauki, tym bardziej, kiedy niósł ze sobą świadomość o nieuniknionej poprawce. W tej chwili perspektywa świąt nie wydawała się wcale radosna. Wręcz przeciwnie. Wolne dni, które inni mogli wykorzystać, ja musiałam spędzić w ciemnym pokoju. Taki był plan.
  Usłyszałam jak drzwi z hukiem się zamykają. Energicznie uniosłam głowę.
  - Co się dzieje? – zapytałam.
  Barbara stała z zamkniętymi oczami, głośno oddychając. Biegła. Odchrząknęła kilkakrotnie. Jej oczy skierowane były w moją stronę. Jej usta poruszyły się, jednak nic nie usłyszałam. Dziewczyna ponownie odchrząknęła.
  - Jadę – rzuciła krótko. Jedno słowo przepełnione ogromną ulgą.
  Powinnam się cieszyć. I w głębi serca tak właśnie było. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że w pierwszej chwili mimowolnie poczułam się zawiedziona.
  - To wspaniale – odpowiedziałam. Barbara uśmiechnęła się, zdejmując zielony szalik – Choć z drugiej strony, kto teraz będzie mnie motywował do nauki…
  Dziewczyna zaśmiała się.
  - Ali, nie oszukujmy się. Ze mną, czy beze mnie ty i tak nie poświęcisz wolnego czasu na naukę.
  Zgodziłam się z nią w duchu. Niestety.

  Nieprawdopodobne było ilu ludzi mogło znaleźć się na plaży nad rzeką o tej godzinie. W tak mroźny dzień grudnia. Jedni świętujący początek świątecznej przerwy, inni szukający spokoju. Spokoju. Wyciszenia. Wewnętrznego. I można znajdować się wokół tysięcy ludzi, ale jeśli naprawdę jesteśmy sami, wszystko wokół jest nieważne. On był sam. Rozkoszował się każdą chwilą samotności. Nie czuł się obserwowany, podświadomie zmuszany do działań, na które w tych chwilach by się nie zdecydował.
  Iskra. Ciepłe światło błysnęło na moment. Po chwili uniósł się gęsty dym. A on liczył gwiazdy na niebie, wsłuchując się jednocześnie w odgłosy młodych ludzi. Wesołe pokrzykiwania, śmiech, rozmowy, których nie dało się zrozumieć. I co chwila zerkał na bok. Uśmiechał się. Szczery był jego uśmiech, aczkolwiek smutny. Dotknął dłonią serca, było niekompletne. Była tam pusta, zimna otchłań, która miała pozostać na zawsze. Zabrano mu część życia? Nie doświadczył czegoś ważnego. Był tego świadom. I właśnie, dlatego powinien być zwycięzcą. Mimo wszystko odchylał głowę w tył, zaciągając się uprzednio. Wypuścił dym z ust i położył się na plecach.
  Usłyszał jak ktoś oddycha, buty szurały po śniegu. Blaise przytrzymał dłoń przy ustach zaciągając się ponownie.
  - Hej, może się do nas przyłączysz? – był to młody dziewczęcy głos. Chłopak przeniósł na nią wzrok. Niewysoka blondynka, mocno podkreślone pełne usta. Tyle zdążył zapamiętać.
  Stała, a z jej ust co chwila wyłaniała się jasna para. W jego oczach zawsze było to niezwykle piękne. Widzieć czyjś oddech.
  Wypuścił dym, uśmiechnął się do swoich myśli.
  - Dzięki, tu jest mi dobrze – odparł swobodnie nie spuszczając wzroku z małolaty.
  Ta przeskoczyła z jednej nogi na drugą, trzymając ręce w kieszeni krótkiej kurtki. Spojrzała przez ramię na grupę swoich znajomych.
  - A może ja dosiądę się do ciebie? – zapytała nieco ciszej.
  Blaise wzruszył ramionami, ruchem głowy pozwolił, aby mu potowarzyszyła. Zwrócił wzrok ponownie w górę. Zbyt dużo gwiazd, aby odgadnąć, na którą w tej chwili spoglądasz i ty.
  Nie gardził nikim. Nie umiał, nie potrafiłby kogokolwiek skrzywdzić. Wtedy, jednak, nie był na siłach, aby zająć się kimś innym niż własną osobą. Zdawał się nie odczuwać zimnego śniegu, który go otaczał dookoła. Obok niego mogłaby spaść jedna z gwiazd, które oglądał – on w dalszym ciągu nie ruszyłby się z miejsca.
  Wyjął kolejnego papierosa z kieszeni kurtki. Ta rutyna musiała trwać.
  Iskra, sekundy widocznego ciepła.
  Przyciągnięcie dłoni do ust.
  Wypełnienie płuc ulubioną trucizną.
  Wydech, który łagodził ból.

  To ten zapach tak rześkiego powietrza, przez które trudno jest oddychać. Wypełniał mnie całą. Oddychałam przez usta, coraz bardziej się męcząc. Skostniałe dłonie ukrywałam w kieszeniach ciemnego płaszcza. Zawsze bałam się odmrożeń. Będąc dzieckiem moje palce nie widziały często rękawiczek. Po powrocie z zimowych spacerów była pewna, że już nigdy nie uda mi się złapać łyżki.
  W tej chwili moja równowaga została zachwiana. Skostniałe dłonie nie uchroniły mnie od upadku. Upadłam, poślizgnąwszy się.
  Bezwarunkowy ruch. Chciałam podeprzeć się na rękach, wstać, kontynuować drogę. Odpuściłam. Poczułam się tak beznadziejnie. A nikogo nie było w pobliżu. Czemu, więc nie miałabym zrobić krótkiego postoju.
  - Tak to jest jak się nie nauczy, że po upadku zawsze trzeba wstać.
  Zlękłam się, drgnęłam. Uniosłam głowę.
  - Śledzisz mnie? – wyrwało mi się w pierwszej chwili. Odruchowo chwyciłam dłoń, którą mi podał.
  - Powiedzmy, że tak. Co wtedy? – Kasper uśmiechnął się. Nie spodobało mi się to.
  - To nie świadczy o tobie dobrze – odpowiedziałam. Pewnym krokiem zaczęłam się oddalać.
  Szybko dorównał mi kroku. Po chwili zwolniłam, nie byłam w stanie uciekać.
  - Nawet nie wiedziałem, że to ty – stwierdził.
  Pokiwałam głową, wiedząc, że w tej chwili mój głos by mnie zawiódł.
  Chciałam uciec, czując się niezręcznie. Uczucie zniknęło, gdy chłopak wypowiedział ostatnie słowa. Czy miało w sobie nutkę desperacji? Zbyt mocne słowo. Lecz poczułam się winna. Odpychałam od siebie ludzi, którzy nie zasłużyli na pogardę z mojej strony. Na niczyją.

  A tam gwiazdy nadal pozostały niepojęte.
  Myśli jego nie były jasne. Przeklinał w duchu swój obecny stan.

  ‘‘Czy z drugiej strony nie byłoby lepiej być uzależnionym od kokainy? Zawsze masz pewność, że gdzieś tam jest i ją zdobędziesz.’’









Niby wena jest, ale jakoś mnie zawodzi ostatnio. Przepraszam. Muszę pisać. Coś tam naskrobałam, jest chyba w miarę zjadliwe. Dodaję nową stronę ''kidsy''. Podaję ją na pożarcie, bez zbędnego opisu z mojej strony. Interpretujcie to w jaki tylko sposób chcecie, ja na ten temat się nie wypowiadam. Nie wiem czemu pisze mi się gorzej niż wcześniej. Łudzę się jeszcze, że nie chodzi tu o słowa Kurta ''Dziękuję Ci za tragedię, potrzebowałem jej dla mojej sztuki'', choć niestety wszystko na to wskazuje. W chwilach ekscytacji, nawet małego zaciekawienia życiem zewnętrznym, tracę zdolność pisania tego co pisać uwielbiam. Chyba jest mi dany z góry los samotnika lub człowieka nieszczęśliwego przez brak spełnienia. Tragizm.