Korytarz wypełniał
się ludźmi, a ja mogłam tylko patrzeć jak Blaise znika, wtapiając się w tłum.
Bardzo się starał, aby wyjść z budynku jak najprędzej. Zanim
zrozumiałaby, że odpowiedź nie jest kompletna, tak naprawdę jej nie
satysfakcjonuje. Miał dla niej wiele współczucia, co jednocześnie wiązało się z
pożałowaniem. ‘‘Głupiutka dziewczynka’’ myślał o niej czasem. Ale mimo tej
całej naiwności, ujęła go swoją bezbronnością, niewinnością dziecka,
zagubieniem, widocznym tylko z bliska.
On też potrzebował czasu.
Wypuścił nieczyste powietrze z ust. Dym był
gęsty i ciemny. Musiał powtórzyć czynność kilkakrotnie, dopiero potem poczuł,
że spięcie zniknęło. Miał swój nałóg. Ale nie w jego zamiarach było wciąganie w
niego innych. Z czasem stało się to jedynie namiastką tamtego świata, te kilka
minut zawsze były chwilami samotności. Któżby śmiał przerwać mu jego nostalgię.
Zagryzłam dolną
wargę, do momentu, w którym poczułam smak krwi. Z rezygnacją odrzuciłam zeszyt
od fizyki na bok. Grudzień nie zachęcał do nauki, tym bardziej, kiedy niósł ze
sobą świadomość o nieuniknionej poprawce. W tej chwili perspektywa świąt nie
wydawała się wcale radosna. Wręcz przeciwnie. Wolne dni, które inni mogli
wykorzystać, ja musiałam spędzić w ciemnym pokoju. Taki był plan.
Usłyszałam jak drzwi
z hukiem się zamykają. Energicznie uniosłam głowę.
- Co się dzieje? –
zapytałam.
Barbara stała z
zamkniętymi oczami, głośno oddychając. Biegła. Odchrząknęła kilkakrotnie. Jej
oczy skierowane były w moją stronę. Jej usta poruszyły się, jednak nic nie
usłyszałam. Dziewczyna ponownie odchrząknęła.
- Jadę – rzuciła
krótko. Jedno słowo przepełnione ogromną ulgą.
Powinnam się
cieszyć. I w głębi serca tak właśnie było. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że w
pierwszej chwili mimowolnie poczułam się zawiedziona.
- To wspaniale –
odpowiedziałam. Barbara uśmiechnęła się, zdejmując zielony szalik – Choć z
drugiej strony, kto teraz będzie mnie motywował do nauki…
Dziewczyna zaśmiała
się.
- Ali, nie oszukujmy
się. Ze mną, czy beze mnie ty i tak nie poświęcisz wolnego czasu na naukę.
Zgodziłam się z nią
w duchu. Niestety.
Nieprawdopodobne było ilu ludzi mogło znaleźć się na plaży nad rzeką o
tej godzinie. W tak mroźny dzień grudnia. Jedni świętujący początek świątecznej
przerwy, inni szukający spokoju. Spokoju. Wyciszenia. Wewnętrznego. I można
znajdować się wokół tysięcy ludzi, ale jeśli naprawdę jesteśmy sami, wszystko
wokół jest nieważne. On był sam. Rozkoszował się każdą chwilą samotności. Nie
czuł się obserwowany, podświadomie zmuszany do działań, na które w tych
chwilach by się nie zdecydował.
Iskra. Ciepłe światło błysnęło na moment. Po
chwili uniósł się gęsty dym. A on liczył gwiazdy na niebie, wsłuchując się
jednocześnie w odgłosy młodych ludzi. Wesołe pokrzykiwania, śmiech, rozmowy,
których nie dało się zrozumieć. I co chwila zerkał na bok. Uśmiechał się.
Szczery był jego uśmiech, aczkolwiek smutny. Dotknął dłonią serca, było
niekompletne. Była tam pusta, zimna otchłań, która miała pozostać na zawsze.
Zabrano mu część życia? Nie doświadczył czegoś ważnego. Był tego świadom. I
właśnie, dlatego powinien być zwycięzcą. Mimo wszystko odchylał głowę w tył,
zaciągając się uprzednio. Wypuścił dym z ust i położył się na plecach.
Usłyszał jak ktoś oddycha, buty szurały po
śniegu. Blaise przytrzymał dłoń przy ustach zaciągając się ponownie.
- Hej, może się do nas przyłączysz? – był to
młody dziewczęcy głos. Chłopak przeniósł na nią wzrok. Niewysoka blondynka,
mocno podkreślone pełne usta. Tyle zdążył zapamiętać.
Stała, a z jej ust co chwila wyłaniała się
jasna para. W jego oczach zawsze było to niezwykle piękne. Widzieć czyjś
oddech.
Wypuścił dym, uśmiechnął się do swoich myśli.
- Dzięki, tu jest mi dobrze – odparł
swobodnie nie spuszczając wzroku z małolaty.
Ta przeskoczyła z jednej nogi na drugą,
trzymając ręce w kieszeni krótkiej kurtki. Spojrzała przez ramię na grupę
swoich znajomych.
- A może ja dosiądę się do ciebie? – zapytała
nieco ciszej.
Blaise wzruszył ramionami, ruchem głowy
pozwolił, aby mu potowarzyszyła. Zwrócił wzrok ponownie w górę. Zbyt dużo
gwiazd, aby odgadnąć, na którą w tej chwili spoglądasz i ty.
Nie gardził nikim. Nie umiał, nie potrafiłby
kogokolwiek skrzywdzić. Wtedy, jednak, nie był na siłach, aby zająć się kimś
innym niż własną osobą. Zdawał się nie odczuwać zimnego śniegu, który go otaczał
dookoła. Obok niego mogłaby spaść jedna z gwiazd, które oglądał – on w dalszym
ciągu nie ruszyłby się z miejsca.
Wyjął kolejnego papierosa z kieszeni kurtki.
Ta rutyna musiała trwać.
Iskra, sekundy widocznego ciepła.
Przyciągnięcie dłoni do ust.
Wypełnienie płuc ulubioną trucizną.
Wydech, który łagodził ból.
To ten zapach tak
rześkiego powietrza, przez które trudno jest oddychać. Wypełniał mnie całą.
Oddychałam przez usta, coraz bardziej się męcząc. Skostniałe dłonie ukrywałam w
kieszeniach ciemnego płaszcza. Zawsze bałam się odmrożeń. Będąc dzieckiem moje
palce nie widziały często rękawiczek. Po powrocie z zimowych spacerów była
pewna, że już nigdy nie uda mi się złapać łyżki.
W tej chwili moja
równowaga została zachwiana. Skostniałe dłonie nie uchroniły mnie od upadku.
Upadłam, poślizgnąwszy się.
Bezwarunkowy ruch.
Chciałam podeprzeć się na rękach, wstać, kontynuować drogę. Odpuściłam. Poczułam
się tak beznadziejnie. A nikogo nie było w pobliżu. Czemu, więc nie miałabym
zrobić krótkiego postoju.
- Tak to jest jak
się nie nauczy, że po upadku zawsze trzeba wstać.
Zlękłam się,
drgnęłam. Uniosłam głowę.
- Śledzisz mnie? –
wyrwało mi się w pierwszej chwili. Odruchowo chwyciłam dłoń, którą mi podał.
- Powiedzmy, że tak.
Co wtedy? – Kasper uśmiechnął się. Nie spodobało mi się to.
- To nie świadczy o
tobie dobrze – odpowiedziałam. Pewnym krokiem zaczęłam się oddalać.
Szybko dorównał mi
kroku. Po chwili zwolniłam, nie byłam w stanie uciekać.
- Nawet nie
wiedziałem, że to ty – stwierdził.
Pokiwałam głową,
wiedząc, że w tej chwili mój głos by mnie zawiódł.
Chciałam uciec,
czując się niezręcznie. Uczucie zniknęło, gdy chłopak wypowiedział ostatnie
słowa. Czy miało w sobie nutkę desperacji? Zbyt mocne słowo. Lecz poczułam się
winna. Odpychałam od siebie ludzi, którzy nie zasłużyli na pogardę z mojej
strony. Na niczyją.
A tam gwiazdy nadal pozostały niepojęte.
Myśli jego nie były jasne. Przeklinał w duchu
swój obecny stan.
‘‘Czy z drugiej strony nie byłoby lepiej być
uzależnionym od kokainy? Zawsze masz pewność, że gdzieś tam jest i ją
zdobędziesz.’’
Niby wena jest, ale jakoś mnie zawodzi ostatnio. Przepraszam. Muszę pisać. Coś tam naskrobałam, jest chyba w miarę zjadliwe. Dodaję nową stronę ''kidsy''. Podaję ją na pożarcie, bez zbędnego opisu z mojej strony. Interpretujcie to w jaki tylko sposób chcecie, ja na ten temat się nie wypowiadam. Nie wiem czemu pisze mi się gorzej niż wcześniej. Łudzę się jeszcze, że nie chodzi tu o słowa Kurta ''Dziękuję Ci za tragedię, potrzebowałem jej dla mojej sztuki'', choć niestety wszystko na to wskazuje. W chwilach ekscytacji, nawet małego zaciekawienia życiem zewnętrznym, tracę zdolność pisania tego co pisać uwielbiam. Chyba jest mi dany z góry los samotnika lub człowieka nieszczęśliwego przez brak spełnienia. Tragizm.
zgniotłaś mnie, dziękuję.
OdpowiedzUsuńza każdym razem, kiedy czytam Twoje rozdziały czuję chłód. może nie zimno, ale lekki chłód. dzięki niemu czuję się jakbym była uczestniczką wydarzeń przedstawionych w opowiadaniu.
co do zgniecenia, o którym wspomniałam na początku - zazdroszczę ci talentu i będę pisać to za każdym razem, kiedy wstawisz nowy rozdział, ponieważ inaczej się nie da! + czuję się tym nim zgnieciona troszkę
nie staraj się pisać długo, staraj się pisać tak, aby Twoje dzieło Cię zadowoliło :)
xoxo megs aka beztalencie
http://layupunderme.blogspot.com/
Twoje rozdziały moją w sobie coś takiego, że uwielbiam je czytać, ale naprawdę trudno je komentować...
OdpowiedzUsuńZachwyciłaś mnie. I zgniotłaś, cytując poprzedniczkę. Naprawdę świetny rozdział. Nie wiem czemu, ale bardziej "poczułam" fragmenty Blaise'a (dobrze to odmieniam?). Za każdym razem mam ochotę go przytulić. W ogóle w twoich postaciach wyczuwam taką dziwną mieszkankę siły i słabości. To dobrze. Nie są papierowi; z każdym kolejnym fragmentem ukazujesz coś więcej z nich. Jakbyśmy odpakowywali prezent, zawinięty w grubą warstwę papieru.
Czekam na kolejny (mogę nawet długo, bylebyś utrzymała swój świetny poziom).
Pozdrawiam, trocinka.
www.niezwykla--podroz,blogspot.com
Super jak każdy. Kocham twoje opowiadanie. Czekam na następny rozdział. Zapraszam do mnie http://sekrety-umarlych.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzastanawiam się, czy w tytule nie powinno być means, bez "t"...? :)
OdpowiedzUsuńpoza tym, podobają mi się bardzo Twoje rozdziały. dopiero zaczynam przygodę z Twoim blogiem, ale mam nadzieję, że ona jeszcze potrwa :3
ciekawi mnie też, czy zamierzasz dodawać dłuższe i częstsze rozdziały, byłoby to z pewnością wielce zadowalające dla takiego pożeracza jak ja! :)
jeśli zechcesz mnie poszukać, to wciąż tkwię tu --> http://no-rules-in-my-world.blogspot.com/ :>
Jest. Chwila spokoju. Przeczytane! Brakowało mi tego. Tej charyzmy, odmienności. Nie wiem jak to jeszcze określić. Rozdział. A właściwie to dwa.. Są na prawdę świetne.
OdpowiedzUsuńNadal nie rozumiem jednej rzeczy.. Gdzie przebywają/mieszkają Ali i Barbara? Głównie to mam na myśli ten wątek, gdzie Barbara mówi, że.. "jadę".
Ja jednak mimo wszystko zazdroszczę Ali tego zamętu z Blaise'm i Kasprem... Mimo tych pesymistycznych myśli, przynajmniej coś się dzieje u niej w życiu. Przypomina mi Ciebie. Naprawdę. Tak jak koleżanka wspomniała wyżej - siła i słabość.. Optymizm i pesymizm. Antonimy, prawda? :)
"Przeklinał w duchu swój obecny stan."
Każdemu życzę takiego talentu, jaki Ty masz!
Pozdrawiam! Trzymaj się ciepło..
@CK_Dominika
http://surowy-amorek.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTutaj można dostać ocenkę. ^^