Słuchaj,
Chyba coś poszło nie tak.
Pamiętasz, kiedy, to
musiało być blisko pół roku temu, nadal jestem w stanie poczuć gorące powietrze
na mojej twarzy, kiedy wpadłam przed drzwi, zostawiając za sobą te mroźne,
grudniowe, w domu nie było nikogo prócz mnie i Ali? Tego dnia naprawdę się na
Ciebie wkurzyłam. Nie chcę, abyś myślał, że tak jest nadal. Nie mam Ci nic za
złe. Nie miałam zamiaru się złościć. Jednak ta złość była także przykrywką. Tak
bardzo byłam smutna, czułam wstręt, upokorzenie, które przesiąkało mnie
calutką. Dusiłam w sobie łzy, ratowało mnie poczucie, że muszę bronić się dumą,
nie mogę okazać słabości. Byłam tak bardzo nieszczęśliwa.
Chyba nie przyjąłeś tej
wymiany.
A ja byłam w stanie oddać
to w zamian za ulgę. Za spokój, za zaprzestanie tej niszczącej walki.
Już tego dnia zamierzałam
to zrobić. Ale nie byłam sama. To byłoby zbyt okrutne.
A pamiętasz, co się
zdarzyło przed tym jak wróciłam do domu? Pamiętasz.
Jeśli miałabym
opowiedzieć o tym komukolwiek, musiałabym przez cały czas krzyczeć, waląc
pięściami o coś twardego. Przez cały czas. Obrazy w mojej głowie nie blakną.
Nie. One z każdym dniem stają się wyraźniejsze, każda emocja jest przeżywana na
nowo. Te wydarzenia prześladują mnie nocą, nie pozwalają spać. Nie ma dla mnie
odpoczynku. Walczę bez ustanku, dniem i nocą.
Nie mam Ci za złe, że
ponownie do tego dopuściłeś. Jest mi przykro, że nie zgodziłeś się na moją
umowę. Ale i to jestem w stanie Ci wybaczyć, od razu. Widocznie nie taki miał
być plan.
Teraz posłuchaj,
Myślę, że to jest czas,
aby porozmawiać. Na mojej liście było tak wiele, a teraz wiesz co, teraz jest
tam cholernie pusto. Wypłukano mnie. Nie ma we mnie już krzty ekscytacji. Nie
ma mnie. Czuję, że niedługo się spotkamy. Mimo wszystko, jest to najgorsze
uczucie, jakiego mogłam doświadczyć. Trudno jest mi na nich patrzeć i chodzić
obok nich. Już nic tu nie zrobię, jestem cieniem. A jednocześnie szukam,
dysząc, innego wyjścia. Jestem na króciutkiej smyczy, obroża jest na mojej
szyi, a ja ciągnę do przodu z całych sił.
Nie boję się odejść. Boję
się ich zostawić.
Christie-Marie grudzień
1990
***
Ten, trwający ułamki
sekundy, moment, kiedy przyjemnie przeszywa ciało ciepła fala. Szepcze.
Łagodnie, ale dosadnie. Zastrzyk nadziei, tak potężnej, że pozbawia na ten,
trwający ułamki sekundy, moment całego smutku.
- Idę się przejść –
oznajmiłam, zasuwając zamek w walizce Barbary.
Ten dzień, aż się
prosił, aby z niego korzystać. Śnieg, który uparcie leżał od początku miesiące,
odbijał promienie słońca. Miało się ochotę śmiać, przeżyć ten dzień nie samotnie.
Nie ważne, czy naszym towarzyszem miał być człowiek, czy może książka lub dobry
film. W takich dniach nie powinno się być samemu.
- Z Blaisem? –
usłyszałam głos dziewczyny.
‘‘Nie, nie z nim.’’
Ostatni raz
widziałam go, znikającego wśród tłumu ludzi na korytarzu. Znikającego.
Uciekającego. Chciałam go spotkać. Chciałam pobyć z nim trochę czasu. Wyjaśnić
kilka spraw. Ktoś kiedyś powiedział, że czasem lepiej się łudzić. Mnie
niepewność unieruchomiła. Nie byłam w stanie zająć się czymś innym, należało
uprzednio coś zakończyć, aby rozpocząć nowe. Może on wolał się łudzić, że nic
się nie kończy, zawsze można do czegoś powrócić. Nie da się. Nie wszystko jest
wieczne, czas jest ograniczony.
- Nie wydaje mi się,
aby był w nastroju – uśmiechnęłam się i wstałam z podłogi.
Barbara przyjrzała
mi się, odgarnęła swoje brązowe włosy i podeszła do mnie. Razem ze swoim czułym
uśmiechem, gest matki, gdy przychodzi pocieszyć smutne dziecko.
- Obiecaj mi coś.
- Co takiego? –
zapytałam.
- Kiedy już wrócę,
to wszystko, co dzieje się wokół ciebie, będzie wyjaśnione – jej wzrok był
pełen zrozumienia, poczułam się w tej chwili prawie jak w domu – tym symbolicznym,
nigdy w moim prawdziwym – To zamieszanie, chaos pomieszany z ekscytacją. Mnie
nie oszukasz – Barbara uśmiechnęła się szczerze – Każde, nawet najdrobniejsze
wydarzenie, zmienia człowieka i to jest dobre. Ale doprowadź to do końca, niech
cię nie przygniecie, koniec już tych zmartwień.
Tak prawdziwie siostrzanego
uścisku nie doświadczyłam od dawna.
Bardzo dawna.
Bolała go głowa. Czuł jak pulsujący ból nie daje mu prawidłowo
funkcjonować. Obraz przed oczami był rozmazany, samo uniesienie głowy sprawiało
mu ogromny kłopot. Jej smukła sylwetka lawirowała. Raz była tak blisko niego,
że mógłby dotknąć jej włosów, zbytnio się nie wychylając. Ale ten ból. Nie
pozwalał mu myśleć.
Nerwowo zamrugał, światło raziło go w oczy. Przewrócił
się na drugi bok, oparł się o przedramiona i przegarnął dłonią włosy. Urosły od
ostatniego strzyżenia.
- Zgaście te cholerstwo – krzyknął.
Ból nasilił się. Sprawiał wrażenie
niekończącego się. Jakby nic nie mogło go uśmierzy.
Ktoś wszedł do pomieszczenia. Stał przez
chwilę w jednym miejscu, przyglądając się chłopakowi.
- Idź zapalić, robisz się nerwowy – Adrien od
niechcenia pociągnął nosem.
- Zgaś to – powtórzył chłopak. Mówił mocno, prawie
rozkazując, mimo tego, że każde słowo przyprawiało go, w tamtej chwili, o
osobne cierpienie.
- Odpuść sobie trochę, poproś o tabletkę –
Adrien oparł się o framugę.
Sadysta.
- Zapomniałem – chłopak udał zakłopotanie –
Przecież ty nie możesz.
- Pieprz się, Adrien – Blaise zerwał się z
łóżka. Naciągnął na siebie ubrania, schował do kieszeni spodni dwa papierosy
schowane pod poduszką.
Nie było innej osoby, przy której mógł się
unieść. Nie przepadał za tym.
- Pozdrów ją ode mnie – usłyszał tylko, kiedy
zamykał drzwi frontowe.
W dłoniach trzymałam
kubek z gorącym mlekiem. Mlekiem. Jakbym cofnęła się w czasie o dwa lata, wtedy
tylko ten napój akceptowałam.
Może i miałam w
planie dłuższą wędrówkę. Ale usiadłam tam, na ławce przy pomniku.
Czekałam.
W dniu, którego
spędzenie samotnie byłoby grzechem.
Musiałam mieć plan. Musiałam
ożyć. Ktoś musiał mi to uświadomić. Bo tak czasem jest, ktoś musi wypowiedzieć
słowa na głos, aby do nas dotarły.
Wyrzuciłam
plastikowe opakowanie do kosza. Ciepły płyn rozgrzał mnie od środka, mogłam
kontynuować drogę. Wzięłam głęboki oddech. Żwawym krokiem ruszyłam w stronę
przystanku.
Nie mogłam kurczowo
trzymać się jednego rozwiązania, wymyślonego, czule dopieszczanego przeze mnie.
Choć byłam przekonana, że jest idealny – któż mógłby to potwierdzić.
‘‘Ale i to jestem w stanie Ci wybaczyć, od razu. Widocznie nie taki
miał być plan.’’
Oh. Chyba w końcu. Zawdzięczam to spędzonemu piątkowi w szkole. Wtedy to, usłyszałam tę piosenkę, która towarzyszyła mi przez kilka godzin, podczas pisania tego rozdziału. Trochę zawiły, mylący. Za dużo wpakowałam tu siebie, obiecuję, że już kolejny rozdział będzie inny i bardzo się z tego powodu cieszę. Zastanawiam się też co ze sobą począć w sylwestra. Naprawdę nie przepadam za hucznym obchodzeniem tego święta, tak naprawdę to wielką frajdę sprawiłoby mi spotkanie i szwendanie się z kimś po Warszawie. Jeśli ktoś byłby chętny, bądź ma jakiś inny pomysł na takie - bardziej bierne spędzenie tej nocy, piszcie.
nie wiem co napisać. chyba mam tak po raz pierwszy.
OdpowiedzUsuńkompletna pustka.
chciałam coś ważnego napisać, miłego... cokolwiek napisać.
ech, takie uroki mojego mózgu.
rozdział genialny. dalej ci zazdroszczę talentu.
xoxo megs
http://layupunderme.blogspot.com/
Jak zwykle pokazujesz się w świetnej formie.
OdpowiedzUsuńTen rozdział to prawdziwa mozaika. Mamy wspomnienia Christie-Marie, urywek Blaise i tradycyjnie fragmenty Ali. Znów więcej pytań niż odpowiedzi. Uwielbiasz nas trzymać w niepewności :(. Jesteś niekwestionowaną mistrzynią opisów przeżyć wewnętrznych, przeplatanych ze światem zewnętrznym. Czułam chłod grudniowego powietrza, słodycz mleka i ból głowy Blaise. Masz talent, serio.
Co jeszcze mogę powiedzieć? Czekam na więcej, przede wszystkim więcej odpowiedzi. Informacji o tym, kto, jak, kiedy i z kim bo ja zaczynam się gubić :D.
I hej, taki sylwester to jest absolutna kwintesencja twojej osoby :) Chętnie bym dołączyła, gdyby nie rodzinna tradycja wspólnego sylwestra.
Pozdrawiam cieplutko w ten chłodny dzień!