‘‘has gone
and made me blind.’’
Cierpieć mi przychodzi
gdy tak przejmujące myśli
znosić muszę
I ten
tak odległy wzrok
który jeszcze
dnia wczorajszego
niósł mi animusz
Teraz biję się
za tę naiwność
Mogę oddać kawał
mojej dumy
Ale bądź
Była zawsze, taka mała rzecz, której zazdrościłam. Ja nie
potrafiłam, nie tego byłam nauczona. Człowiek potrafi ubrać to w słowa w
różnoraki sposób, aby tylko nie powiedzieć, że potrzebuje bliskości. Brzydziłam
się tym słowem.
W głowie masz tylko
to. Samowystarczalność. Nie możesz okazać słabości. Proszenie o pomoc równało
się z poniżeniem. Ty musisz być silny, aby ktoś obok czuł się bezpiecznie. I
choćby się świat ci walił – nie możesz. Ta osoba potrzebuje twojej siły. A z czasem
traci się kontrolę. Jakbyś już nie potrzebował kogokolwiek. Pojawia się duma
tak wielka, że nie jesteś w stanie zrobić czegoś, co mogłoby cię uszkodzić.
Dlatego tak
rozpaczliwie, szukałam.
Próbował przypomnieć sobie siebie sprzed dwóch lat. Teraz przychodziło
mu na myśli tylko jedno słowo, na określenie jego osoby z przeszłości –
zniszczony. Choć wtedy powiedziałby – zwycięzca. Jego podejście do tej sprawy
zmieniało się z miesiąca na miesiąc. Pół roku później już nie miał pewności, co
do swojej wygranej. Było jasne, że nie był już w stanie tego kontrolować. Oh,
jakie ‘już’? Nigdy nie dana mu była kontrola nad tym.
Nie poczuwał się zwycięzcą, przez to, w co
trafił. Nie. Miał jedynie nadzieję, że jest osobą, która jest w stanie utrzymać
wszystko w pionie, nie było mowy o klęsce. Panował nad sobą, panował nad innymi.
Wszystko, co było dawniej, wydaje się
dziwne. Czasem wydaje się, że tego w ogóle nie było. Czasem wydaje się to
wszystko straszne, czasem śmieszne, czasem głupie. Ale nie takie, jakie było
naprawdę. Zdawało mu się, że śnił. Znajdował się przecież tak daleko,
psychicznie jak i fizycznie, od tamtego miejsca. Nikomu nawet nie zanucił tej
melodii. Tylko on o tym wiedział i tylko on mógł zdecydować, co zrobi z tym
wspomnieniem. Z czasem mógł uznać, że był to jedynie sen. Nie, nie mógł. Było
coś, czego nie dało się zapomnieć, nie mogło stać się halucynacją.
Czasem myślał, że jest on jedynie w jego
wyobraźni. Nie miał żadnych namacalnych dowodów na jego istnienie. Jedynie
ledwie słyszalne zdania, które nadal odtwarzał w myślach, zagłuszany, przez
płacz, śmiech. Mógł zamknąć oczy, widział go. Ktoś nie przestaje po prostu
istnieć, gdy umiera. Staje się jeszcze bardziej żywy, czujemy go mocniej niż
przedtem.
Jest takie
powietrze, które pojawia się tylko raz do roku. Są pomieszczenia, do których
wchodząc, nie ważne jak długo w nich nie byliśmy, czujemy się za każdym razem
tak samo. Nie ważne jest, co przeżyliśmy później, pewne rzeczy pozostają
niezmienne. Nie liczę lat, od kiedy pojawiłam się na oddziale dziecięcym ze
złamaną kością. Do tej pory pamiętam specyficzny zapach sali, który za każdym
razem jest niczym wehikuł czasu. Wszystko jest wyraźne jak sprzed lat. Jestem
dzieckiem, które każdego dnia czeka na słowa, które pozwolą mu wrócić do
normalnego życia. Mogłabym przywołać każdą chwilę, sytuację, która wydarzyła
się przez ten miesiąc. Oh, miesiąc. Któżby pomyślał, że był to jedynie miesiąc?
W moim odczuciu leżałam na sali pół roku. Każdego dnia, budząc się widziałam te
same twarze. Niekiedy ludzie odchodzili, pojawiali się inni. Ja zostawałam.
Każdego dnia pojawiała się rodzina, pojawiała się Christie-Marie. Pamiętam
każdą kontrolę, pamiętam moje pytania do lekarzy. Pamiętam jak niegroźne
wydawało mi się to wszystko. Wiedziałam, że niedługo wrócę do domu. Taka
dziecięca naiwność – życie jest dobre.
I może, dlatego też,
mimo kiepskiego nastroju, uśmiechnęłam się. Jeden podmuch wiatru. Czy to dzięki
niemu poczułam, że wszystko będzie dobrze? To takie trywialne. Wszystko będzie
dobrze. Niczym żałosne próby pocieszenia. Ale właśnie te słowa przyszły mi na
myśl, gdy wiatr zawiał, uniósł moje włosy ku górze i oziębił moje nagie kostki.
Podbiegłam do
autobusu i wskoczyłam do jego środka przed środkowe drzwi. Byłam młodsza. O
trzy lata. Jechałam do sklepu, przecież już następnego dnia miała odbyć się
wigilijna kolacja.
‘‘Szli, wracając z treningu. Blaise wypalał
już drugiego papierosa, czując jak drętwieją mu palce. Wiedział, czym
spowodowana jest jego gorsza kondycja, ale nie mógł z tego zrezygnować. Napawał
się każdym oddechem.
- Naprawdę cię nie rozumiem – Kasper zwrócił
się do szatyna.
- W czym problem? – spytał chłopak,
poprawiając pasek torby na ramieniu.
- Nie wykorzystujesz sytuacji. Nie wiem, czy
tego nie widzisz, albo po prostu nie jesteś zainteresowany. Ale świadczyłoby to
jedynie o twojej głupocie.
- Co? – Blaise spojrzał na kolegę. Nie był
przyzwyczajony do tego typu wypowiedzi, skierowanych do jego osoby.
- Nie rozumiesz? Chodzi mi o Ali –
wytłumaczył tamten.
Blaise spojrzał przed siebie. Odetchnął.
- Ach, o Ali – szepnął.
- Masz zamiar coś z tym zrobić?
Sylwetka dziewczyny ukazała się szatynowi w
myślach. Zobaczył jej krótkie, ciemne włosy, roześmianą twarz, na którą
uwielbiał patrzeć. Jego kąciki ust uniosły się. Ale zaraz potem opadły.
- Jasne, że tak – odpowiedział – Nie wiem
tylko jak. Jak najdelikatniej.
- Nie wydaje mi się, aby wymagało to
wielkiego zaangażowania…
- Źle ci się wydaje – Blaise przerwał mu,
wypuszczając dym z ust – Jesteśmy zbyt podobni do siebie, to niszczące.
- Chcesz to zakończyć? - Kasper wydawał się
zdziwiony.
- Nic się nie zaczęło.
- Myślę, że z jej perspektywy wygląda to
nieco inaczej – zauważył blondyn.
Zbliżali się do wejścia budynku. Stanęli
przed bramą, Blaise zgniótł butem pozostałości papierosa.
- Nie jesteśmy w stanie dać sobie nic więcej
– powiedział spoglądając w jedno z okien.
Oboje zamilkli na moment. Mogli usłyszeć głosy
dochodzące z dużej sali budynku. Apel.
- Na pewno tam jest – powiedział Kasper
bardziej do siebie niż do chłopaka, po czym dodał – Idź i jej to wytłumacz.
Blaise uśmiechnął się.
- Bawi cię to?
- Śmieszny jesteś, Kasper – odparł szatyn i
objął dłonią jeden z prętów ogrodzenia – To jest jedna z tych wspaniałych
rzeczy, które nie potrzebują wiele, aby żyć. I bez mojego udziału wszystko się
wyjaśni, Ali nie jest głupia. Jest naiwna, to ją myli, ale nie będzie brnąć w
coś bezsensownego.
Kasper na niego spojrzał, nie odzywając się.
Zacisnął usta. Blaise odwrócił się po chwili, pchnął drzwiczki furtki i wolnym
krokiem ruszył w stronę drzwi budynku. Spojrzał tylko ponownie na chłopaka, gdy
ten wypowiedział słowa.
- Trudno będzie ją uratować.’’
Myślał o tej rozmowie następnego dnia i
kolejnego. Ale nie zmienił zdania. Byli do siebie zbyt podobni. A on nie chciał
teraz przyjmować do siebie nikogo.
Stracony, zagubiony i nigdy nie odnaleziony.
Ale tym razem klasyk wam
zafundowałam! Wiem, że kręcę, można naprawdę się zgubić. Tak to już jest, kiedy
ja wiem, co się dzieje, znam przeszłość, przyszłość i myślę, że czytelnicy
także. Ale już już niedługo. Jeszcze kilka chwil. Zauważyłam, że książki, które
piszę zawsze zaczynają się pod koniec roku, przed świętami. Nie wiem, czemu,
robię to nieumyślnie. I zbliża się kolejny rok. Miejmy nadzieję, że życzliwszy. Plus, nadal niewiadomą jest sylwester, na który był przygotowany plan, ale coś nie wyszło. Sugestie, propozycje?
dlaczego dopiero teraz ogarnęłam, że dodałaś rozdział? ech, chyba to przez święta nie docierają do mnie ważne informacje.
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba dialog pomiędzy blaise'm, a kasperem. on ma coś w sobie takiego, że musiałam przeczytać go kilkanaście razy, żeby czuć się nasycona. no cóż... :)
z tym sylwestrem, to proponuję, żebyś spędziła go z gudimą na mieście. taka odmiana dla ciebie i dla gudimy.
xoxo...
albo ho, ho, ho :)
megs
((na blogu pojawił się dodatek świąteczny... do niczego nie zmuszam, haha))
http://layupunderme.blogspot.com/
Dzisiejszy rozdział to prawdziwa mozaika. Po pierwsze, piękne połączenie twojego tekstu i Stonse'ów. Nic, tylko się zachwycać.
OdpowiedzUsuńDalej. Fragment dziewczyny - Ali? Christie-Marie? Zgaduję, że tej drugiej, choć pewności nie mam. Potem Blaise lub Kasper - tym razem obstawiam pierwszego. Wreszcie - coś pewnego, bo prawie na pewno Ali. Ten fragment dotknął mnie szczególnie (ty już dobrze wiesz czemu). Aż przez chwilę naprawdę poczułam się młodsza, niedoświadczona i wrzucona w niesamowity zbieg okoliczności, który doprowadził mnie do tego miejsca. A potem nagle kubeł zimnej wody - no tak, to przecież wciąż opowiadanie, a nie rzeczywistość. Trzeba się otrząsnąć i lecimy dalej. Wreszcie - gwóźdź programu, czyli dialog Kaspra i Blaise'a. Zacznę od tego drugiego - o ile kocham go od samego początku, o tyle z każdym rozdziałem coraz bardziej mi intryguje. Uwielbiam tego chłopaka (i swoje wyobrażenie o nim, jak mniemam). Można powiedzieć, że dołączył do mojego prywatnego hall of fame; kanonu mężczyzn, których uważam za idealnych (a to bardzo zaszczytne miejsce, biorąc pod uwagę że znajdują się tu między innymi takie sławy jak Tony Stark, James T. Kirk i pan Darcy). Naprawdę świetnie skonstruowany bohater, którego złożoność możemy odkrywać z każdym kolejnym rozdziałem. Teraz Kasper. Chyba po raz pierwszy poczułam cieplejsze uczucia względem niego. Jest zupełnie inny niż Blaise, ale teraz wydał się jakiś taki... solidny? Opiekuńczy? Jak widać on również ma do zaoferowania więcej, niż przypuszczałam.
Taki krótki rozdział, a tyle w nim smaczków. Nic dodać niż ująć, było świetnie. I mam nadzieję, że znajdziesz sobie towarzystwo na sylwestra - tą noc trzeba z kimś dzielić :).
Podróż się pisze, i proszę, nie bij mnie :(. Rozdział pojawi się wkrótce, obiecuje.
Kochająca jak zawsze, trocina.