Zapach powietrza,
który wbił się w moje nozdrza, był tak silny, że w pierwszym momencie myślałam,
że zemdleję. Złapałam równowagę, lewą rękę delikatnie ułożyłam na brzuchu i
przez kilka sekund wdychałam tlen do płuc. Zapach wolności, zapach ukazujący
zmianę w życiu, zapach, mówiący o niezwykłości dnia. Tylko tego dnia można
zrobić coś, czego nie mogliśmy zrobić wcześniej. Do czego zabrakło nam odwagi.
Zapach nocy. Bo właśnie w ciemności rozmawia się najlepiej. Właśnie ta pora
jest najlepsza dla cierpiących dusz, wypełnionych po brzegi umysłów.
Ah, co za wspaniałe
uczucie! W jednej chwili pojęłam, że woń, docierająca do moich nozdrzy, nie
jest mi obca. Przyszła do mnie znowu, jak długo niewidziany przyjaciel. I
wydała się jeszcze piękniejsza niż za pierwszym razem. Nie mogłam tego
wcześniej docenić. Dopiero tego dnia uświadomiłam sobie jak piękne były tamte
dni, jak bardzo brak mi dawnej mnie. Niedoświadczonej o kolejne przeżycia,
nieświadomej tego, co się stanie. Niewinnej. Mój przeszły obraz był dla mnie
niczym młodsza siostra, którą pragnę chronić, jednak wiem, że nie mogę już nic
zrobić. Mogę tylko oglądać skutki, to już się wydarzyło. Wiedziałam, że to się
powtórzy. Za jakiś czas nagle coś mną wstrząśnie. Stanę i przypomnę sobie
teraźniejsze dni. Przypomnę sobie ostatnie miesiące dziewięćdziesiątego
trzeciego, w myślach ujrzę siebie w miejscu, w którym znajdowałam się tego
dnia. I też będę tęsknić.
Oparta o barierki,
spoglądałam w dół na przechodniów. Już nie biegli. Idąc wolno, śmiali się tak
głośno, że byłam w stanie dosłyszeć. Ubrani w starannie wyprasowane, odświętne
sukienki i koszule. Było ich niewielu. Nie mogłam się dziwić. Ja też powinnam w
tej chwili siedzieć przy stole z rodziną. Powinnam być przejęta atmosferą,
zniecierpliwiona. Wyczekiwać wieczoru.
Lecz nie byłam. Było
mi z tym dziwnie dobrze. To jak zacząć żyć w kompletnie nowym miejscu. Nie
czułam się zobowiązana do robienia czegokolwiek. Mogłam być gdzie chciałam,
czuć i myśleć to, czego pragnęło moje serce. Nie chciałam tracić tego przywileju.
Dopiero później zrozumiałam, że chciałam tylko oderwać się. Agresywnie, szybko
wypełnić luki. Desperacko chciałam zapomnieć czegoś pięknego. Nie. Nie
chciałam, aby zniknęła. Chciałam, aby zniknęło zakończenie. Niech historia się
nie kończy, czemu ktoś nie wyrwał ostatnich stron?! Mogłabym wtedy wymyślać
nieskończenie wiele zakończeń. W różnorakiej formie. Kompletnie
nieprawdopodobne, nierealne. Ale nie takie, jakie było naprawdę.
Przechyliłam się
mocniej do przodu i wzdrygnęłam się. Znajdowaliśmy się wysoko nad ziemią,
barierka w każdej chwili mogła się urwać, a ja nie miałabym szans na ratunek.
Mogła. Jednak równie dobrze Blaise mógłby w tej chwili podejść do mnie i
wyrecytować wers piosenki Stonsów.
Mógłby.
- Angie – - - usłyszałam
szept – - - Angie – - - głos był niski – - - Gdzie to nas zaprowadzi?...
W jednym momencie
odsunęłam się od barierek. Może jednak mogła się urwać.
‘‘Gdzie to nas zaprowadzi?...’’
Jego słowa nie były
jednak puste. Może chciał jedynie wyrecytować wers, może nie zamierzył wypełnić
tych słów. Ale to zrobił. Słowa, które wypłynęły pod wpływem ruchów jego warg,
były ciężkie, toczyły się wolno. Wypadały z jego ust niczym kamienie.
Mój zdziwiony, może
i nawet zaskoczony, wzrok przeniósł się na Blaisa. On sam stał prosto, ze
spokojem patrząc na mnie.
- Angie? –
wypowiedziałam to imię nadając mu ton pytający.
- To tylko symbol –
odpowiedział chłopak – Niewyjaśnionych sytuacji. Czegoś, co może działo się
zbyt szybko, aby móc nad tym zapanować. Zrozumieć.
Leniwie zamrugałam
powiekami.
- Blaise –
szepnęłam. Szukałam odpowiednich słów w milczeniu – Opowiedz mi o wszystkim.
Czy w jego oczach można było zauważyć
przerażenie? Bo ono właśnie, tak bezwarunkowo, ogarnęło jego serce.
- O czym? – odpowiedział pytaniem. A ton jego
głosu można było porównać do oskarżonego, widzącego dowód zbrodni, który go
pogrąża. Zganił się w myślach za to.
Dziewczyna patrzyła na niego, a on miał
nadzieję, że zapomniała.
Oh, czemu z nią tu przyszedł?
Dlaczego się nie powstrzymał?
- Blaise – jej głos był mocniejszy. Jego
dłonie nieznacznie drgnęły.
‘‘Czy to zauważyła?...’’
- Wydajesz się taki… odległy – nie patrzyła
na niego – Rozmawiamy półsłówkami, gdzie to ja, przez cały czas zastanawiam
się, jak naprawdę mnie widzisz. Nigdy nie byłeś tu, ze mną, cały. Zawsze jakaś
twoja część wędruje – odetchnęła i zwróciła wzrok na jego twarz – Nawet, gdy
się uśmiechasz, nie potrafię odnaleźć twoich oczu.
Oh, dlaczego się nie powstrzymał?
Czy dziwne by było, gdyby nagle odszedł? Bez
słowa odwrócił się i wolnym krokiem, udając głuchego, nigdy już jej nie
spotkał? Bo w tamtej chwili niczego bardziej nie pragnął.
Opuścił głowę, przez moment zaciskając mocno
powieki.
- Ali – wypowiedział jej imię, czując jak
wydrapuje mu ono ranę w gardle – Ja nie potrafię ci na wszystko odpowiedzieć.
A ona wtedy się uśmiechnęła. Zdezorientowany
rzucił jej pytające spojrzenie.
- Teraz jesteś.
Była to jedna z bardzo nielicznych chwil, w których widziałam
go całego.
Wiatr delikatnie
mierzwił jego ciemne włosy.
Niechcący obnażył kawałek
siebie. Przestraszył się. Dostrzegłam, trwające ułamek sekundy, drżenie jego
dłoni. W jednej chwili stał się całkowicie bezbronny. Zniknęło złudzenie
pewnego siebie, nieustraszonego młodzieńca. Był wystawionym na ciosy małym
chłopcem.
Jeszcze jakiś moment jego zastygła twarz nie wyrażała nic innego poza
zdumieniem. Musiało minąć kilka sekund, aby zrozumiał słowa dziewczyny. ‘‘Teraz
jesteś’’. Uśmiechnął się z początku niepewnie, później opuszczając głowę w dół.
- Więcej nie dam ci się podpuścić – brzmiał jego
niski głos.
Stali wciąż na tym samym odcinku mostu, nie
poruszając się ani odrobinę w którąś ze stron.
- Nie zniosłabym tego – odrzekła.
On w jednej chwili znieruchomiał. Powodem
tego nie były tym razem słowa dziewczyny. Wiedział, co powinien był zrobić. Nawet,
jeśli nie dla siebie samego, to dla niej. A nawet, jeśli nie dla niej – dla samego
siebie. Ludzie stali się dla niego rzeczą niestałą, w gruncie rzeczy wszystko
jedno, kto pojawia się w naszym życiu. Zawsze będzie trzeba się pożegnać i nikt
nigdy nie powiedział, że obie strony muszą się na to godzić.
- Myślę, że powinniśmy już wracać – a powiedział
to tak stanowczo, że dziewczyna się zlękła.
Podmuch wiatru zarzucił jej na twarz pasmo
włosów. Odgarnęła je z opóźnieniem, jakby teraz obraz nie był jej potrzebny.
- Do usłyszenia – dodał. Do usłyszenia. Aby
nigdy się nie zobaczyć powtórnie.
Sam nie był w stanie określić, co czuł w
tamtym momencie. To miała być rozmowa. Dlaczego nie potrafił dobrze tego
zagrać? Zbyt dużo myśli było poświęconych jednej osobie. Tej samej osobie. A on
nie umiał już dobrze się żegnać. Oh, czy ktoś to potrafi? Czy ktokolwiek zna
dobre pożegnanie?
Nie uszedł dwudziestu kroków, gdy poczuł szarpnięcie
jego kurtki. Zbyt delikatne, aby mogło go fizycznie powstrzymać od dalszej
drogi. Jednak ta delikatność nie pozwoliła mu tego zrobić. Nie pozwoliła mu
chłodno postawić kolejnego kroku naprzód.
- Co ty robisz?
Milczał.
- Wiem, co to znaczy – dodała spokojniej.
A on biernie na nią patrzył.
- Dobrze – odpowiedział. Jego klatka
piersiowa uniosła się do góry, wypuścił powietrze ustami, odwracając głowę
nieznacznie w prawą stronę – Więc czemu nie wracasz?
Jestem całkowicie załamana, w tej sprawie jeszcze jak nigdy. Znalazłam moje stare opowiadania. Najpierw śmiech. Zaczęłam czytać i zakrywałam tylko usta dłonią. To jest po prostu... beznadziejne. I na tym by się skończyło. Oh, ale przecież wtedy wydawało mi się, że to, co piszę jest tak dojrzałe, dobre. Czy za kilka lat nie spojrzę na Kidsy i nie pomyślę tak samo, jak myślę teraz o moich starych tekstach? W jednej chwili zwątpiłam, że kiedykolwiek potrafiłam pisać, poczułam się naprawdę beznadziejna. Odechciało mi się pisać.
Mini edit: Dodałam zakładkę Podszept, plus dziękuję bardzo za przesłanie mi piosenki The Killers pewnej ważnej osobie.
Mini edit: Dodałam zakładkę Podszept, plus dziękuję bardzo za przesłanie mi piosenki The Killers pewnej ważnej osobie.