Mając wielką
nadzieję na sukces wstajemy codziennie. Od wieków nie zmieniając porannego
rytuału.
Powietrze stało się
cieplejsze, większość śniegu stopniało. Zapowiadano tego dnia zamieć. Natura
była niekontrolowana. Jednak dzień należał do przyjemnych. Słońce coraz śmielej
zaglądało zza chmur, ogrzewając chłodne, ludzkie ciała. Delikatnie pieściło moje
policzki. Oczy miałam zamknięte. Stałam w miejscu. I poczułam lekkie klepnięcie
w prawe ramię. Uniosłam powieki. Barbara. Niekontrolowanie uśmiechnęłam się.
Przyjemnie było
spoglądać. Miał wzrok skupiony, niebieskie tęczówki sprawiały wrażenie lazurowych,
jednak lekko przygaszonych. Co jakiś czas wykonywał gest, wzruszał ramionami,
przegarniał niedbale włosy ręką. Powracał spojrzeniem do mnie, po czym ponownie
patrzył przed siebie.
Prychnął.
- Nie lubię kina –
odparł.
Siedzieliśmy na
niewysokim murku. Oboje uwięzieni w innym czasie, chociaż dzieliło nas
kilkanaście centymetrów. Zamyśleni, nieobecni. Miałam wrażenie, że on także to
odczuwa. I może dlatego przebywanie w jego obecności nie było krępujące.
- Co jest w nim
złego? – zapytałam, a nasze spojrzenia się spotkały. Starałam się zwalczyć chęć
odwrócenia wzroku. Nie byłam w stanie szybko przywyknąć do jego
bezpośredniości.
Blaise nie
odpowiedział od razu. Rzadko kiedy to robił. Nic jednak w jego zachowaniu nie
było sztuczne, na pokaz. Nie potrzebował fałszywej osłonki.
- Historie –
wypowiedział jedno słowo spoglądając gdzieś w dal – Tak bardzo romantyczne, tak
bardzo krwawe, tak bardzo przerażające – ciągnął beznamiętnie, a ja czułam się
jakbym nie znała go dopiero od kilku dni – Nieznajdujące swojego
odzwierciedlenia w rzeczywistości. Wyreżyserowane.
- Na tym polega film
– wtrąciłam.
Pokręcił przecząco
głową.
- Jeśli pokazują
fikcję, pragniemy się w niej znaleźć. Jeśli jednak pokazują rzeczywistość,
pragniemy się od niej uwolnić.
Uciekłam myślami do tego spotkania. Do dnia
minionego.
Green dunky. Tam zmierzałyśmy.
Wiatr delikatnie
zmierzwił moje włosy. Po mojej skórze przeszedł dreszcz. Milczenie nie było
oznaką znużenia. Było częścią dialogu.
- Wydaje mi się, że
chodzi tu o lekkie wyolbrzymienie. To takie nieszkodliwe znieczulenie –
odparłam nie spoglądając w jego stronę.
Po chwili zerknęłam
na niego. Kąciki ust uniosły się delikatnie do góry. Wyglądało to jakby ten
gest nie był mu do końca znany.
- W prawdziwym życiu
można znaleźć inne rodzaje… znieczulenia. Różnica polega na tym, że one
działają. Ale ludzie są zbyt głupi, żeby to zauważyć.
Wolnym krokiem szłyśmy
między uliczkami. Niebo zastygło. Jakby przygotowywało się na wojnę.
‘‘Nie będę sam’’
słowa Blaisa były zaskoczeniem w pierwszej chwili. I chyba można było to łatwo
wyczytać z mojej twarzy. Chłopak przez moment przyglądał mi się z rozbawieniem,
po czym dodał ‘‘To nie będzie dziewczyna’’. Zarumieniłam się. Nie to miałam na
myśli.
- Czyli jestem
przyzwoitką? – Barbara wydawała się szczerze ucieszona. Uśmiech nie znikał z
jej twarzy. Schowała szczupłe dłonie w kieszenie szerokich spodni.
- Barb, to zwykłe
spotkanie.
- I powiedz mi
jeszcze, że z każdym chłopakiem jesteś w stanie spędzić połowę nocy na plaży –
jej wzrok nie skierował się w moją stronę. Ale ja spojrzałam na nią.
Był wieczór. I
dokładnie pamiętam to uczucie. Uczucie towarzyszące mi częściej niż płacz
noworodka w nocy. Ktoś związał moje serce grubym sznurem i zaczął szeptać do
ucha.
Blaise miał już coś
powiedzieć. Odwrócił się w moją stronę. Znieruchomiał. Próbowałam się
uśmiechnąć. Na mojej twarzy prawdopodobnie pojawił się fałszywy grymas. A on
nic nie powiedział. Pomyślałam przez moment, aby uciec. Po prostu się odwrócić
i wrócić. Bałam się jego reakcji. Bo on to wyczuł. Widziałam to w jego oczach. A on podszedł i przejechał
kciukiem po swoim policzku.
- Niech nikt nie
pomyśli, że płakałaś przeze mnie – powiedział pół szeptem i dopiero wtedy
poczułam, że mam wilgotne oczy, a jedna łza spłynęła po moim policzku. Poczułam
się zakłopotana. Szybko otarłam łzę.
- Coś mi się
przypomniało, nieważne – nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Czułam się upokorzona.
Odsunął się, po
chwili uniosłam głowę do góry. Zobaczyłam na jego twarzy, już znajomy, ciepły
uśmiech. Głosy ucichły, a serce mogło
ponownie oddychać. To był pierwszy raz, kiedy zostało to przerwane. I
zrozumiałam, że było to znieczulenie. Prawdziwe. Te, o którym mówił Blaise.
Czułam odór alkoholu. Gdziekolwiek byśmy nie
usiadły, zapach unosił się po całym pomieszczeniu. Większość osób śmierdziało
tytoniem, przez dłuższy moment kręciło mi się w głowie. Moje oczy zasłonił dym.
Nie byłam przyzwyczajona do tego typu warunków. Ktoś położył dłoń na moim
ramieniu. Spojrzałam na postać mrużąc oczy. W pubie było dość ciemno, dopiero
po chwili zrozumiałam, kto nade mną stoi.
- Zawsze możemy
pójść gdzie indziej – powiedział. Zajął miejsce naprzeciwko Barbary. Spoglądał
na mnie z ukosa.
- Nie, jest dobrze –
odpowiedziałam, spokojnie przegarniając włosy palcami.
Potrafił wyczuć. A
ja nie chciałam być niewygodna.
Kilka sekund później
pojawił się on. W czarnej koszulce, mocno kontrastującej z jego blond włosami.
Niektóre kosmyki swobodnie opadały na czoło.
Jego oczy zwróciły
się w moją stronę.
Końcówka jest tak beznadziejna, że aż nie chcę się wypowiadać. Przepraszam, ale nie umiałam inaczej. Jestem zadowolona z początku. Nie ukrywam, że chciałam, aby rozdział był o wiele dłuższy. Cóż, chyba jednak lepiej, że zakończyłam na tym momencie. Mam dziś bardzo specyficzny nastrój, mam nadzieję, że nie wpłynęło to znacznie na tekst. Musiałam wprowadzić, przynajmniej bardzo zdawkowo, nową postać. Ogólnie teraz zauważyłam, że rozdział bardzo pokręcony i w sumie o niczym. Specyficznie. Czyli jednak muszę uczyć się nadal oddzielania siebie od tego co piszę. Będzie lepiej.
pierwsza! (whooooooooooa)
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle elektryzujący i przenoszący czytelnika do innej rzeczywistości :)
prawdę mówiąc, wciąż ciekawi mnie postać blaisa. rzadko się zdarza, żebym jakimś bohaterem tak zafascynowana.
no cóż, czekam na następny rozdział :)
xoxo megosia
http://layupunderme.blogspot.com/
Blaaaaaaaaaaaaise!
OdpowiedzUsuńUhm, dobra, ogarniam się (Blaise!).
Więc... Blaise! <3 Tak dużo go w tym rozdziale, rozpieszczasz nas :). I widzę zarys nowej postaci, czyżby rywal w walce o serce Ali? Coś czuję, że zwykły trójkąt miłosny jest zbyt banalny na ciebie, wiec zaserwujesz go nam w wyjątkowej odsłonie. Uwielbiam sposób, w jaki przeplatasz opowiadanie psychologiczne z romansem. I ten twój klimat... ach. Rozdział jest świetny i nie waż się myśleć inaczej. Jest tu więcej dialogów, pewnie stąd bierze się twoje poczucie, że coś jest nie tak :P. Ale hej, ludzie też muszą mówić. Dzięki temu dodajesz im życia, pozwalasz im samym obronić swoje poglądy. I chociaż to krótkie wypowiedzi, idealnie wpasowują się w to co siedzi w ich głowach. W ogóle Ali i Blaise są podobni i odmiennie jednocześnie. Ach, zakręciłam się z tą analizą.
Czekam na więcej :). Kocham i pozdrawiam, trocina.
www.niezwykla--podroz.blogspot.com
O masz! A Ty dalej swoje.. Jak możesz mówić, że rozdział się nie udał, no jak? :) Naprawdę masz ogromny talent i nawet nie próbuj sobie wmawiać, że jest inaczej, bo uduszę! :) Komentarz jest jednym z moich najsłabszych, wybacz... Mówi się, że nie liczy się ilość, ale jakość, tyle, że w tym przypadku ani to, ani to nie jest dopracowane. Jeszcze raz przepraszam. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!
Buziaki!
@CK_Dominica :)
"Nie smuć się, jutro będzie lepszy dzień..."