talk to me softly there's something in your eyes don't hang your head in sorrow and please don't cry

Powinno być to coś subtelnego, ale jednocześnie wyrazistego. Nie wulgarnego, czy narzucające swoje zdanie, jednak ukazanie świata z perspektywy bohatera tak, aby czytelnik mógł w pełni przyznać mu rację w postępowaniu, w myśleniu. Nie da się w pełni nie przekazać głównemu bohaterowi własnych cech, przynajmniej na początku pisarskiej drogi. Aczkolwiek będę starała się tego unikać, bynajmniej nie zamierzam przekazywać Wam moich myśli.

sobota, 24 sierpnia 2013

'Neath the blacck the sky looks dead

  Straciłam skórę. Nie miałam skóry. Nie, chyba jednak coś zostało. Cieniutka warstwa. Nie wiem, czemu to zrobili. Nie miałam siły unieść ku górze żadnej kończyli, wydawało mi się to porównywalne do wydostania się spod głazów. Coś bardzo szorstkiego ocierało się o całe moje ciało, sprawiając ból. Jednak oddychałam. Równo, spokojnie. Cierpiąca, lecz żywa. Chyba mnie odratowali w ostatniej sekundzie. Czy ta biała droga nie była tą ostatnią, przez którą idziemy? Ale czemu pozbawili mnie skóry…
  Nierównomiernie nadchodzące fale ciepła przerwały drgawki. Zrobiło się jaśniej. Poczułam, że mogę uchylić powieki. Były niewyobrażalnie ciężkie. Zdziwiłam się, kiedy doszłam do wniosku, że znajduję się w tym samym pomieszczeniu, w którym byłam, gdy zasnęłam. Będąc małym dzieckiem, zobaczyłam w telewizji scenę, podczas której bardzo cierpiącemu człowiekowi odcięto kończynę przy pomocy czegoś w rodzaju piły tarczowej. Wtedy wyobrażałam sobie siebie biorącą udział właśnie w takiej scenie.
  Najgorsze jednak było to uczucie bezsilności. Nie byłam w stanie unieść nogi, kiwnąć palcem. Byłam tak słaba, że chciało mi się płakać.
  - Nie budź jej to szybciej dojdzie do siebie – usłyszałam w oddali, trochę niewyraźnie, jakby osoba znajdowała się w innym pomieszczeniu.
  Leżałam nieruchomo w dalszym ciągu. Nie mogłam zasnąć choćbym i chciała. Rozluźniałam się, moje ciało już się nie broniło. I wtedy zauważyłam, że mogę poruszyć palcami dłoni. Uspokoiłam się i wszystko na nowo ucichło.

  Moment przed otworzeniem oczu poczułam zapach deszczu. Coś jak powietrze po burzy. Uwielbiałam to. Uchyliłam powieki, było ciemno. Rolety zasłonięte. Słyszałam odbijające się krople deszczu o szybę i parapet. Poruszyłam się, a coś blisko mnie zaszeleściło. Była to kartka leżąca obok mojej poduszki.
  ‘‘Nie chciałem, żebyś wzięła mnie za ignoranta. Nie pozwolono mi cię odwiedzić, to chyba moja wina. Będę próbował.’’
  Nie musiałabym się domyślać, kto jest nadawcą, mimo to chłopak się podpisał.
  Miałam dziwne wrażenie, że rozpoczął się pewien nowy rozdział w moim życiu, choć teoretycznie miał dobiec końca. Ostatni rok nauki, dopiero lipiec miał okazać się miesiącem przełomowym. Jednak to, co miało nastąpić musiało być czymś innym, mniej przyziemnym.
  Oparłam się łokciami o parapet i na kolanach zaczęłam obserwować widok zza okna. Było szaro, śnieg wymieszał się z deszczem. Południe należało do tych nieprzyjemnych, gdzie ludzie wolą zaszyć się w domu, zajadać chipsy w samotności. Ja chciałam wyjść. Była to myśl, która pochłonęła mój umysł na sekundę, ale zasiała w sercu potrzebę natychmiastowego opuszczenia budynku.
  Nie powinnam. Nie powinnam była decydować się na znajomość z Blaisem. Każdego dnia wpajałam sobie, że czasy się zmieniły. Zapomina się o pewnych zasadach, ludzie zabijają to, co najpiękniejsze. Zmuszają do akceptowania tego, co jeszcze niedawno było niedorzeczne. I nagle w tym wszystkim pojawiał się on. Człowiek wyjęty prosto z dziewiętnastowiecznej powieści. Prawie.
  Ubrałam się najcieplej jak tylko potrafiłam i wolnym krokiem, chowając pieniądze do kieszeni spodni, ruszyłam w stronę drzwi.
  Lało. Jakby postanowiono opróżnić cały zapas deszczu z chmur. Naciągnęłam kaptur na głowę. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio jadłam, czułam przeraźliwą pustkę w brzuchu. Postanowiłam odwiedzić małą restaurację, do której często zaglądałam niegdyś z Christie-Marie. Zawsze pachniało tam naleśnikami, głównym specjałem knajpki. I właśnie ten jedyny zapach doprowadzał mnie za każdym razem do łez. Do nieuniknionego ich potoku. Dlatego też nigdy nie wchodziłam do środka. Jedzenie można było zamówić na wynos przy okienku z drugiej strony budynku.
  Założyłam kosmyki włosów za uszy czekając na swoją kolej. Przyłożyłam dłoń do ściany budynku. Była lodowata, mimo to nie schowałam ręki do kieszeni. Czułam, że jestem bliska omdlenia, a kamienna ściana była moją jedyną podporą.
  Dziesięć minut później szłam z powrotem, trzymając zaciśniętą w prawej dłoni brązową torebkę z jedzeniem. Czułam jak mokną mi dłoni, po twarzy spływały wolno krople deszczu. Nie miałam wielu okazji, aby doświadczyć coś podobnego, nie czułam jednak dyskomfortu. To było jak oczyszczenie. Zmywałam z siebie cały brud. Ten niewidoczny.
  Kiedy znalazłam się w pokoju, Barbara też tam była. Uniosła wzrok znam książki. Czytała któreś z kolei fantasy. Ja nigdy nie przepadałam za tym gatunkiem, choć musiałam przyznać, że były lekiem, kiedy potrzebowałam odpoczynku od świata realnego. Bez problemu zatapiałam się w nowo poznany świat, który nieco przyćmiewał ten prawdziwy. I o to w tym wszystkim chodziło.
  - Gdzie byłaś? – usłyszałam pytanie dziewczyny.
  - Poszłam po jedzenie – odpowiedziałam krótko zdejmując przemokniętą bluzę. Wytarłam w nią twarz i powiesiłam na ramie łóżka. Papierowa torebka znalazła się niedaleko.
  Opadłam na łóżko całą sobą przyciągając jasnobrązowy koc do zmarzniętych dłoni.
  - Był tutaj Blaise – Barbara uśmiechnęła się do mnie. Zauważyłam, że jej brązowe włosy są mokre. Na razie były proste, po niedługim czasie miały się delikatnie poskręcać.
  - Tak, znalazłam wiadomość – odparłam, przypominając sobie o kartce, znalezionej po przebudzeniu.
  Sięgnęłam po torebkę. Kompletnie przeszła mi ochota na jedzenie.
  - Zostaw to, pójdziemy do Steve’s – zaproponowała dziewczyna widząc moją niechęć, kiedy spojrzałam na wnętrze torebki. Steve’s było małą kafejką na parterze.
  Zbierało się na burzę. Kiedy schodziłyśmy na dół słyszałam jak gałęzie drzew obijają się o szyby. Lubiłam, gdy na zewnątrz panował chaos, natomiast w środku spokój. Nigdy na odwrót.
  Większość uczniów spędzało weekendy we własnych domach, dlatego też w kafejce nie zastałyśmy wielu osób. Po odebraniu dwóch kaw, usiadłyśmy przy czteroosobowym stoliku.
  - Trochę się zdziwiłam, że przyszedł – usłyszałam głos Barbary.
  - Kto? – zapytałam automatycznie wyrwana z zamyślenia.
  - Blaise – dziewczyna zaśmiała się cicho – Nie zauważyłam, żebyście kiedykolwiek ze sobą rozmawiali.
  - Bo nie rozmawialiśmy – szybko odpowiedziałam, ochładzając napój własnym oddechem.
  - Narzuca ci się? Dlatego wyszłaś, żeby go nie spotkać? – usłyszałam w jej głosie troskę. Barbara była jedną z najbardziej szczerych osób, które poznałam w życiu. Ceniłam ją, jako przyjaciółkę, choć nie zgadzałyśmy się we wszystkich kwestiach.
  - Oh, Barb. Nie – tym razem to ja się zaśmiałam – Jest bardzo… nietypowy.
  Odgarnęłam kosmyki włosów za uszy.
  Przebywając z ludźmi czułam się mniej samotna, mniej zagubiona. Mijały lęki, obawy. Czułam się szczęśliwsza? Moja głowa nie pękała od nadmiaru myśli. Kochałam ten delikatny stan.
  - Przyszedł niedługo po tym jak zawołałam lekarza – Barbara musnęła wargami kubek z kawą. Ta nadal była zbyt gorąca, aby nie zadawała bólu – Chyba był zmartwiony. Napomknął coś o waszym wcześniejszym wyjściu. Bardzo długo nie wracałaś.
  - Tak – odparłam na wpół słuchając.
  Dziewczyna przeskakiwała z jednego tematu na drugi. W jednej chwili mówiła o sprawdzianie, który został zapowiedziany na przyszły tydzień, od razu potem usłyszałam o ślubie jej brata, na który się wybiera w ferie.
  A ludzie przemieszczali się po pomieszczeniu. Głucho, bo nie byłam w stanie zrozumieć, co mówią. Było ich coraz więcej. Gwar. Było to coś przyjemnego.

  Zwróciłam wzrok w stronę wejścia. Przez drzwi przechodzili ludzie, których tu nie widywałam. Ostatnie dni tygodnia należały do tych, gdzie pozwalano nam na więcej. Prawie każda obca osoba mogła przekroczyć próg budynku. Spośród wielu twarzy, jedna wydała mi się znajoma. Patrzyła na mnie dużymi, piwnymi oczami. Stała w bezruchu. Bezbronna.








Myślę aktualnie sporo o jednej z trzech głównych postaci, która ma się niedługo pojawić. Nie chcę się śpieszyć, pragnę to dokładnie przemyśleć. Pisanie tego rozdziału zajęło mi trochę więcej czasu, mam nadzieję, że nie tracę weny, która w moim przypadku może odejść z wielką silą, tak jak przyszła. Trochę się też sama sobie dziwię, bo wprowadziłam dialog. Taki luźny. A ja naprawdę nie lubię tego robić. Mogłam nieco zamieszać, jeśli chodzi o zdawkowe informacje na temat pewnych osób. Nie śpieszę się z ujawnianiem, tłumaczeniem wszystkiego. To przyjdzie w swoim czasie.

3 komentarze:

  1. Po pierwsze: SOUNDGARDEN. Ach, jak ja ich uwielbiam. Chociaż z ich repertuaru bardziej cenię sobie mniej popularne Live to Rise, Black Hole Sun też ma klimat, który mi się podoba. Ale, do rzeczy.
    Lubię Barbarę :). Taka otwarta, szczera, równa laska. Zaczyna się robić coraz ciekawiej. Jestem ciekawa tej trzeciej postaci (czy to będzie chłopak czy dziewczyna - trudno stwierdzić, ale w twoim przypadku wrzucenie na siłę trójkąta miłosnego jest raczej niemożliwe. Więc ufam ci ;) ). Ah, powinnam cię zbesztać za to, że tak mało Blaise'a, ale. Dajmy mu odpocząć. Uwielbiam twoje opowiadanie za magię jaką odnajdujesz w zwykłym, prawdziwym życiu. Obyś nie zatraciła tego klimatu.
    Jeszcze słówko nt. stylu. Piszesz bardzo dojrzale (wreszcie znalazłam dobre określenie!). Podoba mi się to. Kiedy przypominam sobie twoje dawne prace, to pamiętam wielką wrażliwość, ale teraz, dzięki właśnie też dojrzałości wznosisz się na wyższy poziom. Piszesz z większą rozwagą; ostrożnie, a jednocześnie niezwykle lekko używasz swojego pióra. To mi się podoba. Potrafisz wciągnąć czytelnika, a to chyba najważniejsze.
    Czekam na dalsze losy Ali z niecierpliwością. Pozdrawiam, niezwykla--podroz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba zacznę tak jak koleżanka powyżej :) Soundtrack... Przyznam się, że nie spodziewałam się, może mi się spodobać taka sama piosenka, co i Tobie, a tu proszę - miłe zaskoczenie :) Na pozór wydaje się, że jesteśmy zupełnie innymi osobami, ale w głębi duszy jednak coś nas łączy :) Mam jedno pytanie dotyczące opowiadania.. Z tekstu można wywnioskować, że Ali i Barbara się przyjaźnią, ale nadal nie rozumiem wątku, dlaczego one razem mieszkają.. Czy to jest może internat? :)
    Co do Blase'a.. Szkoda, że tak mało go było w tym rozdziale. :) Liczę - pewnie jak i większość - na więcej w kolejnym :)
    Cieszę się, że cały czas o mnie pamiętasz i na bieżąco informujesz mnie o nowych postach.

    Pozdrawiam gorąco.
    @CK_Dominica :)

    OdpowiedzUsuń
  3. tak jak pisałam wcześniej, twoje opowiadanie ma swój klimat i uwielbiam je za to.
    to nie jest kolejna opowiastka o niczym albo, co gorsze, o cudownej miłości idealnych bohaterów.
    nie będę się odwoływać do konkretnych momentów w rozdziale, będę mówić ogólnie - odwaliłaś kawał dobrej roboty. dla mnie ta notka jest wręcz idealna -> prosta, aczkolwiek wciągająca.
    czekam na następny rozdział ;)
    xoxo megosia

    zapraszam na piątkę => http://layupunderme.blogspot.com/2013/08/5.html

    OdpowiedzUsuń