talk to me softly there's something in your eyes don't hang your head in sorrow and please don't cry

Powinno być to coś subtelnego, ale jednocześnie wyrazistego. Nie wulgarnego, czy narzucające swoje zdanie, jednak ukazanie świata z perspektywy bohatera tak, aby czytelnik mógł w pełni przyznać mu rację w postępowaniu, w myśleniu. Nie da się w pełni nie przekazać głównemu bohaterowi własnych cech, przynajmniej na początku pisarskiej drogi. Aczkolwiek będę starała się tego unikać, bynajmniej nie zamierzam przekazywać Wam moich myśli.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Got that feeling once again

  Jest takie jedno uczucie, które przychodzi do mnie nie często. Napływa ogromną falą, zostawia po sobie pragnienie życia, opuszcza bez słowa. Odpoczynek po wysiłku. A ja nie wiem, czy jest powód do radości. To jak koniec wyczerpującej rozpaczy, co wtedy powiesz, jak opisać ten stan? Bo ja jednak coś czuję. I patrzę na to, co było, spoglądam w głąb siebie. Zagryzam wargi, zaciskam powieki, powstrzymuję kolejną falę boleści. Moje wnętrze jest niekompletne, coś się rozpadło. Jednak to nie smutek. Bo łzy są szczęśliwe.
  To trwa chwilę. Nieuchwytną dla głupiego, ludzkiego rozumu, nie do odtworzenia. Czujesz wilgotność oczu, tym razem twoje policzki nie są gorące, nie, to nie szloch. To coś boskiego. Oswobodzony, na wpół martwy, czy istnieje jedno słowo na określenie tego wrażenia? To coś jak nirwana, wygaśnięcie cierpienia, odczuwam siłę, z którą ono odchodzi, jest czysto. Nadzieja uderza we mnie, stąd te łzy, tak bardzo tęskna jest mi ta myśl.

***
  - Uważasz, że lepiej tego nie zauważyć? – zapytał. Poczułam się bardzo senna.
  - Uważam, że lepiej tego nie doświadczyć.
   Zobaczyłam na jego twarzy szczery uśmiech i sama uczyniłam ten gest. Może bawiła go moja naiwność.
  - Kiedy byłem dzieckiem, powiedziałem moim rodzicom, że nie zamierzam dorosnąć – westchnął i na moment umilkł. Zaczęłam przyglądać się jego twarzy – Nie podobało mi się to jak traktowali siebie nawzajem. Wiesz, dzieci są bardzo uczuciowe, bolał mnie widok niesprawiedliwości dorosłych, nawet w małym stopniu. To tragiczne, że tracimy empatyczność, kiedy dorastamy. Co tracimy przechodząc teraz?
  Zwróciłam wzrok w kierunku wody. Senność zaczynała znikać. Tak naprawdę, w tamtej chwili, nie odczuwałam nic. Poczułam się pusta jak nigdy dotąd.
  - Chodźmy – to nie był mój głos. Wyszedł z moich ust, jednak go nie poznałam. Zdziwiona, wyprostowałam się i spojrzałam na Blaisa. Ten powoli odwrócił się w moją stronę.
  - Przepraszam, że cię tak zanudzam – odezwał się, a na jego twarzy pojawił się ponownie blady uśmiech – Zrobiło się późno i zimno. Odprowadzę cię.
  Wstał, zaczął otrzepywać spodnie z piachu. Kilka razy zamrugałam oczami. Podniosłam się i podałam Blaisowi jego kurtkę.
  - To, co mówisz nie jest nużące. Wcale nie musisz wracać, ja… chyba się jeszcze przejdę – mój głos był niewyraźny. W tamtym momencie odczułam jak naprawdę jestem wyczerpana.
  Chłopak zaśmiał się krótko, spojrzałam na niego zdezorientowana.
  - Przecież widzę, że ledwo trzymasz się na nogach – zauważył, a ja otworzyłam usta, aby się temu sprzeciwić, lecz po chwili je zamknęłam. Nie miałam nic do powiedzenia - Będę potrzebował nieco informacji. Tylko podstawowe fakty.

  Słyszałam jeszcze szelest liście na drzewach. Jeszcze, bo zapowiadano przyjście zimy w najbliższych dniach. Tej nocy drzewa nuciły coś na styl classical rock. Było spokojnie, mimo to dało się odczuć ten dreszcz na plecach. Powietrze było rześkie, niebo tak ciemne, że jedynie latarnie pokazywały nam drogę, nie ujrzałam tego dnia ani jednej gwiazdy.
  Raz po raz spoglądałam na Blaisa. Sprawiał wrażenie zamyślonego, choć jego krok był pewny. Za którymś razem zauważyłam w jego lewym uchu dwa kolczyki. Jeden mieścił się na płatku, drugi na chrząstce. Były to małe, srebrne kółeczka. Zdziwiło mnie, że dopiero w tamtym momencie to zauważyłam.
  - Przyglądasz mi się – chłopak odezwał się.
  Speszyłam się i odwróciłam wzrok. Schowałam zdrętwiałe dłonie do kieszeni spodni. Za kilka chwil mieliśmy znaleźć się na miejscu. Coś złapało mnie za serce, ukłuło bardzo mocno.
  - Dzięki za spacer – szepnęłam, niepewna, czy Blaise był w stanie usłyszeć. Mój głos tracił w sile.
  On jednak skinął na znak, że zrozumiał. Nie odszedł. Przez długi czas wtedy staliśmy w milczeniu, spoglądając w dół. Patrzyłam, jak co jakiś czas oboje z zimna nieznacznie się przemieszczamy. Nie podniosłam wzroku nawet wtedy, gdy pierwsze płatki śniegu ukazały się na moim czarnym swetrze.
  - Chciałbym mieć nadzieję, że na jutrzejszy dzień nie masz żadnych planów – usłyszałam łamany głos Blaisa. Uniosłam głowę. Jego ciemne włosy były już nieco mokre. Wypuścił powietrze z ust.
  - Nie jestem pewna – odpowiedziałam.
  Blaise przysunął się o krok.
  - Dziś wyszło nieco chaotycznie – patrzył mi w oczy. I było w tym coś tak naturalnego. Nie mogłam się jednak oprzeć wrażeniu, że on sam jest gdzieś daleko. I choć powierzchownie w doskonałej formie, tak naprawdę był wyczerpany – Może jutro mógłbym wpaść. Zorganizować.
  Jego twarz nie drgnęła, czekał na odpowiedź.
  - Zapewne jutro już nie będę mogła mówić – zauważyłam, a ten zaśmiał się. Nie przestał jednak na mnie spoglądać. Pamiętam, że bardzo mi się to spodobało. Każdy odwracał wzrok, patrzył się w różne strony, byle nie spojrzeć w oczy rozmówcy. On był inny.
  - Nauczymy się języka migowego. Możemy pisać do siebie odpowiedzi, wtedy słowa nie ulecą – odrzekł spokojnie.
  Patrzyliśmy tak na siebie przez moment. Miałam mieszane uczucia.
  - Dobrze – odpowiedziałam w końcu całkowitym szeptem.
  On nadal był daleko.

***
   Zbyt duża presja w życiu nas zabija. Oczekiwania względem innych ludzi. Nie spełniając oczekiwań dzisiejszego świata, zostajemy wystawieni poza nawias.
  Długo później zastanawiałam się nad pytaniem Blaisa. Myślę właśnie, że to tracimy na tym etapie. Zostajemy praktycznie pozbawieni prawa do decydowania o sobie. Stajemy się aktorami. Może czasem nieudolnymi.

  Nie chciałam zapalać światła. Marzyłam tylko o tym, aby ułożyć się w ciepłym łóżku. Najostrożniej jak mogłam, otworzyłam drzwi i spojrzałam na łóżko współlokatorki. Barbara leżała przykryta kołdrą. Wypuściłam powietrze z ust, poczułam ulgę. Próbowałam szybko przebrać się w ciepłe ubrania, przeszkadzały mi w tym jedynie przemarznięte dłonie.
  - Cholera – przeklęłam przy nieudolnej próbie rozpięcia suwaka w spodniach.
  Po kilkunastu minutach walki położyłam się na kołdrze, wpatrzona w sufit. Zarzuciłam dodatkowo na siebie grubą, granatową bluzę bez suwaka, prawdę mówiąc nie byłam wtedy w najlepszej formie. Głowa mi pękała, nie miałam dobrego czucia w kończynach, czułam wilgoć w nozdrzach. Miałam bardzo słabą odporność, chorowałam praktycznie za każdym razem, gdy choć na moment wyszłam z domu nieodpowiednio ubrana.
  - Mam tylko nadzieję, że było warto – usłyszałam głos w mojej głowie. Było warto.
  Mimo wszystko, nie mogłam zasnąć.

  Chciałam poczuć się dobrze. Czułam, że coś rozwala mnie od środa. Nie widziałam przed sobą nic prócz szarego sznurka. Sznurek był drogą. W oddali cieniutka, ale gdy spojrzałam pod nogi zrozumiałam, że to tylko droga. Nie miałam siły rozglądać się na boki. Ale było tam ciemno. A ja cierpiałam. Ból był nie do wytrzymania. Chciałam móc opuścić ciało. Chciałam, aby to się skończyło.
  Nie byłam w stanie kontrolować swojego stanu. Bolało, gdy szłam, gdy stałam, siedziałam, czy myślałam. Nie mogłam nic zrobić.
  ‘‘Pokaż gdzie cię boli’’ usłyszałam. Szum wiatru, gwizd. Jednak przyjemny. Upadłam na kolana, potem już tylko przewróciłam się. Czułam każdą komórkę mojego ciała. Próbowałam zachować spokój, jednak słyszałam jak krzyczą o pomoc. Zdawało mi się, że jestem bliska śmierci. To była kojąca myśl.
  ‘‘Mogę złagodzić twój ból’’ ponownie zaszumiało. Chyba zrobiło się chłodniej. Odetchnęłam.

  ‘‘Nie boli, odpływasz’’









Myślę, że pisanie tego było dla mnie trudne. Nawet nie ze względu na treść, bo nie ma w niej czegoś nadzwyczajnego. Chodzi mi bardziej o soundtrack rozdziału. Muszę się ze wstydem przyznać, że piosenki Pink Floyd zaczęłam przesłuchiwać dopiero kilka dni temu. Bardzo żałuję, bo teksty są naprawdę fantastyczne, dla mnie nie w całości zrozumiałe. Przy pisaniu czułam, że muszę skoczyć ponad, bo piosenka w tle to nie byle co, nie wiem, czy nie za szybo zdecydowałam się na ten krok. Chciałabym też powiedzieć, że nie lubię pisać tekstów z wątkiem uczuć, też typowe romanse omijam. Z drugiej strony jednak chcę się rozwijać, ale spróbuję wyznaczyć własną ścieżkę. Ah, chciałabym jeszcze wspomnieć, że naprawdę nie lubię spamu. Jeśli ktoś daje pustą reklamę w komentarzu niech na nic nie liczy. Jeśli jednak otrzymam szczery komentarz związany z rozdziałem i prośbę o wejście na jego bloga - zrobię to. De plus zachęcam do korzystania z soundtrack przy czytaniu rozdziałów. Ta jedna piosenka zawsze towarzyszy mi w każdej sekundzie, kiedy próbuję, udolnie, czy nie, tworzyć.

4 komentarze:

  1. Yaayy! Jestem pierwsza. Cieszę się jak małe dziecko.. Ale tym razem jakoś szczególnie było to dla mnie ważne. :)
    Cóż mogę powiedzieć - rozdział genialny, ale ja Ci mówię.. Ty nas za bardzo rozpieszczasz tymi częstymi postami.. Jak się przyzwyczaimy, to nie damy Ci żyć.. No ale.. Mi tam to w prawdzie te częste rozdziały pasują.. :P
    A teraz z innej beczki.. Mam nadzieję, że nie znienawidzisz mnie za to, co Ci zaproponuję.. :D Jak czytałam ten rozdział, to słuchałam w między czasie piosenki... http://www.youtube.com/watch?v=CXTLsDHq2hk Wiem, że to totalnie nie jest twój gust, ale chciałabym żebyś zrobiła to samo i przy okazji wsłuchała się w tekst.. Mam takie wrażenie, że po części opisuje rozterki Ali.. Jeszcze raz przepraszam za to...

    Pozdrawiam gorąco, Aless.. xx
    @CK_Dominica

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S...

      "I chodź ucieknijmy stąd,
      nie chcę już oddychać tym zatrutym powietrzem!
      Chodź ucieknijmy stąd,
      nikt nie będzie mówił nam co dla nas jest najlepsze!
      Chodź ucieknijmy stąd,
      nie patrząc, czy ma to jakikolwiek sens!
      Chodź ucieknijmy stąd,
      czeka jeszcze na nas tyle miejsc! "

      Usuń
  2. Dzisiaj się czułam dokładnie tak samo jak Ali.
    Szczerze mówiąc, ten rozdział mi się jak na razie najbardziej podoba. Jest przepełniony swoistym klimatem, który uwielbiam.
    Nie będę się bardziej rozpisywać.
    Czekam na następny rozdział :)
    xoxo M.
    http://layupunderme.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest! Mam neta! Udało się! :D
    A teraz poważnie. Rozdział świetny, a w twoim przypadku to już pewien standard, więc nie będę cię chwalić ;) Przejdźmy do konkretów. Pink Floyd to faktycznie cudowny zespół, więc nie dziwię się, że pisanie do niego uznajesz za swego rodzaju wyzwanie. Wysoka poprzeczka, przyznam ci rację.
    Chyba każdy (każda?) z nas w jakiejś części jest jak Ali - jakaś nuta refleksji, bólu, smutku, ale czasami też tego "wyłączenia cierpienia". To tkwi w każdym, ale wielu o tym zapomina.
    Aha, czemu mi to robisz? Czemu Blaise musi być taki cudowny, taki... niedzisiejszy? Teraz jeszcze bardziej będę musiała narzekać na przedstawicieli płci brzydkiej wkoło nas. Poza tym bardzo podoba mi się wątek z tym, że Blaise zawsze wydaje się być gdzieś daleko. Wydaje mi się, że podobnie jest z Ali.
    Podsumowując, oby tak dalej. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Faktycznie, rozpieszczasz nas ;)
    Pozdrawiam serdecznie, niezwykla--podroz.blogspot.com
    (wybacz mi moją Anonimowość, ale w takich warunkach cieszę się że w ogóle udało mi się umieścić komentarz)

    OdpowiedzUsuń