talk to me softly there's something in your eyes don't hang your head in sorrow and please don't cry

Powinno być to coś subtelnego, ale jednocześnie wyrazistego. Nie wulgarnego, czy narzucające swoje zdanie, jednak ukazanie świata z perspektywy bohatera tak, aby czytelnik mógł w pełni przyznać mu rację w postępowaniu, w myśleniu. Nie da się w pełni nie przekazać głównemu bohaterowi własnych cech, przynajmniej na początku pisarskiej drogi. Aczkolwiek będę starała się tego unikać, bynajmniej nie zamierzam przekazywać Wam moich myśli.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Under the bridge downtown

  - Po prostu pomyślałem, że może miałabyś ochotę - Blaise przegarnął lewą ręką włosy, trochę zbyt nerwowo, nie spuszczając ze mnie wzroku.
  Zrobiłam minę obojętnej, spokojnie przegarnęłam włosy, prowadząc wzrok ku niebu. Spojrzałam na Blaisa, szczęśliwie chłopak nie mógł wyczuć jak moje serce w tamtym momencie mocno biło. Tak naprawdę, nie mogłam powiedzieć, żeby sławny Cartier szczególnie mi się podobał. Odczuwałam jedynie niewinną ciekawość związaną z jego osobą. Dodatkowo jego niepewność wzbudziła we mnie pewnego rodzaju wzruszenie.
  - Z chęcią - odparłam jakby nigdy nic, jakby przez moją głowę nie przelatywało tysiąc myśli jednocześnie.
  Blaise kiwnął głową. Szybko dodał, że musimy udać się w stronę tramwaju. Odczekał moment, aż zrównam z nim krok i ramię w ramię udaliśmy się w stronę przystanku. Sprawiał wrażenie przejętego, ja dla odmiany byłam spokojna, jednak jego obecność onieśmielała mnie w pewnym stopniu.
  Odskoczyłam presto, kiedy próbowałam usiąść na metalowej ławce. Chłód metalu przeniknął przez moje cienkie, materiałowe spodnie i jeszcze kilkanaście sekund później odczuwałam drętwienie. Zbliżał się koniec listopada, a zapowiadali szybkie przyjście zimy.
  Blaise uśmiechnął się na widok mojej reakcji. Nie było w tym nic złośliwego, nie miałam ochoty spoliczkować go, tak jak często musiałam się powstrzymywać, kiedy Christian wysunął jedną ze swoich nieprzyjemnych uwag. W Blaisie nie było nic złośliwego, nie miałam odczucia, że może w myślach żartuje sobie ze mnie. Czułam się swobodnie, aczkolwiek jednak nadal nieco niepewnie. Musiało minąć trochę czasu, abym traktowała chłopaka jak resztę znajomych.
  W milczeniu wyczekaliśmy. Nieświadomie zamknęłam oczy. Myśli napłynęły do mojej głowy, wyobraziłam sobie, że przechadzam się w centrum wielkiego miasta. Ale jestem sama. Tłum ludzi podąża w tę samą, czy odmienna stronę, lecz to nic nie zmienia, uczucia samotności nie da się wypełnić bierną obecnością innych. Czuć, jakby się nie miało nikogo. Pozostaje tylko miasto, które znasz, i myślisz też, że ono zna ciebie. Czy jego siła nie za bardzo ciebie pochłonęła?
  - Też czasem zastanawiasz się nad tym, dlaczego większość bohaterów musiało otrzymać takie brutalne życie, kończąc zazwyczaj tragicznie? – spytał Blaise. Ocknęłam się i spojrzałam na chłopaka próbując powtórzyć w myślach jego pytanie. Musiało mi to jednak zająć zbyt dużo czasu, bo Blaise po chwili potrząsnął głową, śmiejąc się delikatnie – Nie ważne.
  Był to smutny śmiech.

***
  Lećmy. Wznieśmy się ponad. Zobacz jak moje ciało drga, muszę się wznieść, potrzebuję tego. Już nie czuję chęci, czuję jedynie żądze. Pragnę tego chciwie, nie próbuj nawet wyobrażać sobie, co jestem w stanie zrobić, aby to otrzymać. Być może dla ciebie to niestosowne mówić o tym, od tak. Spójrz na mnie, zajrzyj głębiej. Czy jesteś w stanie ujrzeć obłąkanie w moich oczach?
  Moje serce gra nieznaną mi melodię, słabnę, na przemian znów rzucony falą agresji. Coś dusi mnie od środka, płonę żywcem, a może to jednak ten chłód. Nie znam odpowiedzi. Wszystko jest nazbyt wyraźne, moje oczy kłamią. Umysł przeszywa pustka, czuję gehennę, to się nigdy nie skończy. Chcę krzyczeć, nic nie słyszę.  To gorsze od śmierci, bo wiem, że to nie koniec.
  Ulżyj mojemu cierpieniu, zrób, co trzeba, abym na nowo mógł funkcjonować. Myślę, że w tej sytuacji ibogaina nie wystarczy. Bo ta pustka, nie pojmiesz mego egoizmu.

***
  Pod wieczór wylądowaliśmy w śródmieściu. I to w dość nietypowym miejscu.
  - Trochę tu głośno – zauważyłam, kiedy przechodziliśmy przez jedną z ruchliwszych ulic.
  Z reguły lubiłam gwar miasta. Często siedziałam na ławce, przyglądając się ludziom. Ja tkwiłam w bezruchu, oni biegli. Czułam się wolna. Ja nic nie musiałam, ich cele nie były moimi.
  - Jeśli się nie pogniewasz, to zapraszam cię do nieco spokojniejszego miejsca – przystanęliśmy, a Blaise spojrzał na mnie. Kiwnęłam głową.
  Przypomniałam sobie wtedy pytanie, prawdopodobnie miało pełnić funkcję pytania retorycznego, które matka zadawała mi tyle razy, ile razy mówiłam jej o kolejnym wyjściu.
  - Nie boisz się, że ten chłopak cię porwie? Nie znasz go – i wcale nie wyglądała wtedy na zdenerwowaną. Wykonywała zwyczajne, domowe zajęcia.
  - Nie – odpowiadałam.
  Tak w tamtej chwili nie miałam obaw związanych z Blaisem. Co dziwne, czułam się przy nim bezpiecznie. Sprawiał wrażeniem bardzo uprzejmego, troskliwego, a przy tym odpowiedzialnego. Być może nie powinnam go oceniać już na pierwszym spotkaniu, wiedziałam, że mogę się bardzo zawieść.
  Trafiliśmy pod most. Poczułam ostry, nieprzyjemny zapach dobiegający z rzeki. Udawana plaża, stykała się tu z wodą, pozowaną na morze. Próbowałam nie odbierać tego w ten sposób. Nie byliśmy jedyni, choć też nie wiele osób nam towarzyszyło. Blaise przywitał się z wysokim chłopakiem o czarnych włosach. Poszliśmy dalej, nie było tam nikogo.
  Siedząc na skórzanej kurtce Blaise, obserwowałam miasto znajdujące się po drugiej stronie mostu. Przebywając z dala od znanych okolic, kiedy słońce powoli nakazywało odpoczynek mieszkańcom, wtedy poczułam się wolna. Nie czułam obecności chłopaka, chociaż znajdował się tuż obok mnie, zapomniałam o obowiązkach, umknęła mi moja przeszłość. Tam poczułam się wolna.
  I pomyślałam wtedy, jakie to wspaniałe uczucie. Znaleźć miejsce na ziemi, gdzie nie masz nic za sobą. Może to tylko złudzenie, ale czy każdy nie chciał w pewnym momencie po prostu zapomnieć, i choćby miał w życiu wszystko, czułby wołającą potrzebę rozpoczęcia wszystkiego od nowa.
  - Wtedy na przystanku – usłyszałam miękki głos Blaisa. Nie odwróciłam wzroku, pozostając w bezruchu – poczułem, że muszę tu być. Może też tak czasem masz, że nagle przychodzi ci do głowy jedna myśl, która przygniata resztę, nie możesz przestać o czymś myśleć – spojrzałam w jego stronę. Ten nadal wpatrywał się przed siebie – Ale nie chciałem być tu sam.
  - A ja akurat byłam w pobliżu – wtrąciłam. Mogło to zabrzmieć trochę jak skarga, choć tak naprawdę nie miałabym mu za złe, gdybym była tylko osobą, która szczęśliwie nawinęła się po drodze.
  Blaise uśmiechnął się i spojrzał na mnie. Jego wzrok nieco mnie onieśmielił, jednak nie odwróciłam głowy.
  - Bardzo się cieszę, że ta myśl wpadła mi głowy, kiedy Lena już odjechała – powiedział i ponownie spojrzał przed siebie. Było to jedne z tych zdań, które wywołują w tobie te miłe uczucie, którego nie potrafisz zdefiniować.
  Przyjemnie mi się milczało w jego towarzystwie. Nie było w tym nic krępującego. Wtedy, pod mostem, poczułam się od dawna naprawdę dobrze.
  - Często tu przychodzisz? – spytałam spokojnie, opierając głowę na prawym ramieniu.
  - Chyba tak – odpowiedział, po czym po chwili dodał – To miejsce przypomina mi trochę most w Los Angeles.
  - Przychodzisz tu, kiedy tęsknisz za tym miastem? – wydawało mi się, że mój głos z każdą chwilą słabnie. Robiło się naprawdę zimno.
  - Nie do końca – Blaise odparł, pochylając się nieco do przodu – Kiedy tu jestem, przypomina mi się pewien chłopak, który zadurzył się w… w tamtym miejscu.
  - Twój przyjaciel – nie wiem, czy zabrzmiało to bardziej jak pytanie, czy twierdzenie, jednak chłopak przytaknął. Odczekałam krótką chwilę – Zawsze możesz go zaprosić tutaj.
  - To będzie raczej trudne. On nie żyje – Blaise wyrzucił z siebie słowa. Sprawiał wrażenie obojętnego, choć bez patrzenia na niego czułam, że nie był z pewnością temat, który chciał poruszyć.
  Poczułam się głupio, nie dało się tego inaczej określić. Blaise milczał.
  - Blaise, przepraszam… - udało mi się wykrztusić tylko tyle.
  - Hej, nie przejmuj się. Minęło już trochę czasu – chłopak zwrócił się w moją stronę z uśmiechem na twarzy – Przepraszam, że się nie przedstawiłem – dodał po chwili zwrócony już w stronę miasta – Ale widzę, że jakimś cudem znasz już moje imię – zrobił krótką przerwę – A jak ja mam się zwracać do ciebie?
  - Ali – odrzekłam.
  Nie widziałam już słońca, niebo było mocno granatowe. Pomyślałam, że niedługo będziemy musieli iść, a wtedy niczego tak bardzo nie pragnęłam, jak zostać tam na zawsze. I kiedy myślałam, że Blaise już do końca będzie milczał, ten powiedział jedno zdanie, cicho, idealnie wtapiające się w odgłos fal uderzających o brzeg:
  - To bardzo ładne imię.









Jestem zachwycona, że udało mi się w tak krótkim czasie napisać kolejny rozdział. Nawet nie wiecie ile siły musiałam w niego włożyć, pewien fragment wyczerpał mnie psychicznie. Piosenka, którą wybrałam jako soundtrack jest mocno związana z tym rozdziałem, w pewnym momencie wręcz można się trochę pogubić, przepraszam z góry za to, ale poniekąd taki miał być cel. Jestem nieco zmartwiona, że tym razem napisałam znacznie krócej, jednak nadmierne przeciąganie jest chyba czymś gorszym niż wczesne jego zakończenie. 

4 komentarze:

  1. poczułam sympatię do blaise'a. wydaje się dość miłym, aczkolwiek samotnym chłopakiem.
    ale co tu dalej pisać, przekonam się w następnych rozdziałach jak jest naprawdę.
    muszę przyznać, że piszesz przejmująco (nie potrafię tego stylu określić innym słowem, sorry) i czytając rozdziały przenoszę się do akcji opowiadania, a to baaardzo lubię.
    no cóż, pozostaje mi czekać na następny rozdział.
    xoxo M. ❤
    http://layupunderme.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Znowu puściłam sobie twój soundtrack w tle i znowu miałam poczucie, że utwór i twoje opowiadanie idealnie się uzupełniają. Rozdział na miarę poprzedniego - a może i lepszy? Trzymasz poziom i to mnie nie cieszy. Piszesz przepiękne opisy wewnętrzne, cudownie łączące się z tym, co dostrzegasz i wyodrębniasz z zewnątrz. Czujemy się jak Ali, a o to chodzi. Blaise jest cudownym chłopakiem. Trochę kojarzy mi się z tym "wymarłym gatunkiem" o którym mówiłyśmy :). Mnóstwo w tym opowiadaniu melancholii, refleksji, ale i smutku. Jest słodko-gorzko, uśmiechamy się do siebie, ale tak jak Blaise - smutno. Sądzę, że chcąc-nie chcąc natrafiłaś na ważną lukę w dzisiejszym półświatku literackim. Byle tak dalej!
    Pozdrawiam ciepło, niezwykla--podroz.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z góry przepraszam za spam, jeśli czujesz się urażona, proszę, usuń.
    Przyjaźń damsko-męska. Trudna relacja oparta na całkowitym zaufaniu, wsparciu i oddaniu. Silniejsza niż nie jeden związek. Fred i Mallory znają się od dziecka. Ich pokręcony kontakt intryguje wszystkich dookoła. Co właściwie ich łączy?
    Pozdrawiam i zapraszam!
    www.mallory.blogujaca.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. I znów cholera głowię się, jak zacząć pisać komentarz.. Hmm...


    Więc... Zaskoczyłaś mnie diabelsko tą propozycją Blaise'a. Wydaje się być nieśmiały, a tu proszę. :) Niby było to tylko zwykłe spotkanie dla obojga, ale gdy jest się z TĄ osobą, to od razu robi się cieplej na sercu.. :)
    Ali.. Tak cholernie przypomina mi Ciebie.. Miła, sympatyczna dziewczyna, która nie może uwolnić głowy od przeróżnych myśli.. Lekko tajemnicza. Tak mi się to cholernie podoba, że coś :P
    Aless.. Mogę mieć do Ciebie taką malutką prośbę..? :3 To, że masz talent literacki, to już wiemy.. Ale ja nie zapomniałam o artystycznym .. :3 Tak w wolnym czasie, gdy będziesz miała oczywiście ochotę, mogłabyś narysować tak 'ogólnie' twarz Blais'a..? Próbowałam go sobie wielokrotnie wyobrazić, ale za każdym razem były tego marne skutki..

    Buziaki!
    @CK_Dominika :)

    OdpowiedzUsuń